Zapewnia, że rozumie protest pielęgniarek, ale szpitala nie stać na duże podwyżki. – Jestem dyrektorem, a nie pacjentem tego szpitala i nie będę rozdawał wirtualnych pieniędzy – dodaje Kołakowski.
Pielęgniarki z Żurawicy protestują od trzech tygodni. Codziennie przez dwie godziny okupowały gabinet dyrektora, a we wtorek część z nich zaczęła głodówkę. W odpowiedzi dyrektor przyniósł z domu zapas ręczników, środków higienicznych, koszul oraz śpiwór i też zaczął głodować. Noc z wtorku na środę spędził w gabinecie. Ponieważ prowadzone w ciągu dnia negocjacje nie dały efektów, Kołakowski zapowiedział kontynuację głodówki.
– To schizofrenia. Dyrektor opowiada, że nasz protest jest słuszny, i nie godzi się na podwyżki – mówią pielęgniarki.
Domagają się 750 zł podwyżki teraz i tyle samo za kilka miesięcy. Dyrektor zaoferował im ok. 200 zł, co siostry uznały za obrazę. – Dlaczego inne szpitale, które toną w długach, dostają wsparcie finansowe, a nasz nie? – pytają. Uważają, że skoro szpital nie jest zadłużony, dyrektor może wziąć kredyt, by spełnić ich żądania. Kołakowski odpowiada, że nie chce doprowadzić placówki do bankructwa. Boi się też, że jeśli się zgodzi na podwyżki dla sióstr, upomną się inne grupy zawodowe i będzie miał sytuację taką jak w Szpitalu Wojewódzkim w Przemyślu.
We wtorek strajk głodowy zaczęli tam analitycy medyczni. Wczoraj dołączyły do nich kolejne grupy zawodowe. Chcą podwyżek – w 2007 r. przyznano lekarzom 1850 zł, a przed tygodniem pielęgniarkom – 550 zł.