W tej chwili w karetkach i na oddziałach ratunkowych pracować mogą lekarze tylko kilku specjalności: pediatra, internista, anestezjolog, chirurg i oczywiście lekarz medycyny ratunkowej. Tak ma być do 2020 roku. Potem ratowaniem życia ma się zajmować tylko lekarz medycyny ratunkowej. Tak przynajmniej mówi ustawa, która na razie obowiązuje.
Przepisy mają się jednak zmienić. Ministerstwo Zdrowia chce skrócić okres przejściowy o pięć lat. W karetkach i na oddziałach ratunkowych już od 2015 roku mieliby pracować wyłącznie lekarze po specjalizacji medycyna ratunkowa. – To propozycja, która musi być jeszcze zatwierdzona przez kierownictwo resortu – zastrzegał Marek Twardowski, wiceminister zdrowia, podczas sympozjum medycyny ratunkowej w Karpaczu.
Problem w tym, że w Polsce medyków, którzy mogą pracować na oddziałach ratowniczych, brakuje. Za mało jest pediatrów, anestezjologów, ale też lekarzy medycyny ratunkowej. Prof. Juliusz Jakubaszko, prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Ratunkowej, wylicza: – W Polsce pracuje 500 lekarzy z tą specjalizacją, kształci się kolejnych 560. Docelowo powinno być ich nawet 3 tysiące.
Dlaczego brakuje osób z tą specjalizacją? – Łatwo im jest znaleźć pracę za granicą – tłumaczy Konstanty Radziwiłł, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej. – Aż 17 proc. z nich starało się o zaświadczenie potrzebne do wyjazdu. Nie wiemy, ilu rzeczywiście wyjechało.
Brakuje też miejsc, w których mogliby się szkolić młodzi lekarze. Jest ich 90, powinno być prawie trzy razy więcej.