To i tak nic w porównaniu z innymi nieprawidłowościami, jakie ma na koncie publiczna służba zdrowia. Żeby ominąć przepisy wymagające zgody lekarza na pracę dłuższą niż 48 godzin tygodniowo, szpitale proponują im dyżurowanie na podstawie kontraktów, czyli umów cywilnoprawnych. Nie trzeba wówczas stosować żadnych ograniczeń dotyczących dodatkowego czasu pracy.
Sposobów na ominięcie przepisów ograniczających liczbę dyżurów jest zresztą więcej. Niektóre szpitale powołują np. fikcyjną spółkę, pośrednika, u którego lekarz zatrudnia się na drugim etacie. Polskie przepisy nie nakazują sumowania okresów spędzonych na pracy w oddzielnych firmach, chociaż taka podwójna praca odbywa się bez wychodzenia medyka z gabinetu lekarskiego i zmiany zajęcia.
Zdaniem związkowców dyżury to dla medyków błogosławieństwo, bo mogą dorobić do pensji podstawowej. Jednocześnie jest to też ich przekleństwo, gdyż szpitale utrzymują ich nominalne wynagrodzenia na niskim poziomie. Wielu lekarzy całkowicie świadomie decyduje się na tę dodatkową pracę. Dla innych jest to jedyna możliwość dorobienia do pensji. Nierzadko bowiem lekarze z kilkunastoletnim doświadczeniem otrzymują wynagrodzenie zbliżone do płacy lekarzy rezydentów, którzy dopiero co ukończyli studia i faktycznie zaczynają naukę tego trudnego i odpowiedzialnego zawodu.
[srodtytul]Gorąca linia[/srodtytul]
Lekarze są w stałym kontakcie z urzędnikami Unii, od kiedy OZZL wystąpił ze skargą do Komisji Europejskiej, tj. od 2006 r. Wtedy, jeszcze przed nowelizacją, polskie przepisy rażąco naruszały unijną dyrektywę o czasie pracy. O mocy sprawczej takiej korespondencji świadczy choćby to, że po piśmie, w którym związkowcy zarzucili brak implementacji przepisów o czasie pracy do ustawy o ZOZ, unijni urzędnicy nie tylko sprawdzili status prawny lekarzy w Polsce, ale także rozesłali prośby o raporty dotyczące sytuacji medyków w pozostałych państwach UE. Była to też prawdopodobnie jedna z przyczyn zaproponowanej przez polski rząd nowelizacji ustawy o ZOZ i wprowadzenia do niej korzystnych dla lekarzy zapisów.
Od 1 stycznia 2008 r. czas ich dyżuru jest już bowiem wliczany do czasu pracy, a bezpośrednio po jego zakończeniu szpital ma bezwzględny obowiązek udzielenia lekarzowi czasu wolnego. Wcześniej mógł on liczyć na wcześniejsze zakończenie pracy tylko wtedy, gdy się zgodził na to ordynator. Zgodnie z nowymi regulacjami praca ponad 48 godzin tygodniowo jest możliwa wyłącznie za zgodą lekarza. Związkowcy zaznaczają, że dzięki temu udało się im (choć nie wszędzie) wymusić na szpitalach podniesienie zarobków. Część szpitali przestrzega bowiem prawa, dzięki czemu w wielu miejscach sytuacja lekarzy znacznie się poprawiła.