– Szukamy rozwiązań, które zwiększą dostęp chorych do leków bez nadmiernego obciążania finansów Narodowego Funduszu Zdrowia – mówi Artur Fałek, dyrektor Departamentu Polityki Lekowej w Ministerstwie Zdrowia.
NFZ nie może sobie pozwolić na dodatkowe wydatki. Tylko w tym roku na leki wyda o 700 mln zł więcej, niż przewidywano w planie finansowym. Resort przygotowuje więc nową ustawę o refundacji leków. Chce wprowadzić m.in. elastyczne metody negocjowania z firmami farmaceutycznymi, bo teraz przepisy upoważniają urzędników do negocjowania tylko ceny leku. Firmy nie zawsze jednak chcą je obniżać: sprzedają leki na globalnym rynku i obniżenie ceny w jednym kraju prowadzi do obniżek na całym świecie. To nie zawsze się im opłaca.
Teraz, zgodnie z propozycjami resortu, urzędnicy będą mogli rozmawiać z firmami nie tylko o cenach, ale też np. o podziale ryzyka związanego z leczeniem. Firma na równi z NFZ płaciłaby za leczenie działań niepożądanych. To obniżyłoby wydatki publiczne i zapewniło dostęp do nowych terapii.
Druga możliwa metoda negocjacji to ustalenie ilości sprzedawanych leków. Państwo umawiałoby się z firmą, że jeśli sprzedaż przekroczy ustalony poziom, to każde kolejne opakowanie leku będzie tańsze. Tego typu rozwiązania są od dawna stosowane w Europie.
W zmianach proponowanych przez resort chodzi nie tylko o pieniądze NFZ, ale też o wydatki pacjentów. A te w Polsce są wyjątkowo wysokie: chorzy dopłacają aż jedną trzecią ceny leków. – W Wielkiej Brytanii dopłata pacjentów wynosi ok. 10 procent – mówi Wojciech Giermaziak z Ministerstwa Zdrowia.