Lata praktyki
Zespołem Google'a kieruje Stanley Thrun, który w 2005 r. brał udział (jako pracownik Uniwersytetu Stanford) w rywalizacji DARPA Grand Challenge. W zawodach organizowanych przez agencję Departamentu Obrony biorą udział zautomatyzowane pojazdy, które mają do pokonania pełen przeszkód tor. Dotarcie do mety to sukces.
Auto Google'a wykorzystuje zestaw czujników radarowych, laserowych i kamer wideo. Są zainstalowane w samochodach testowych (Toyota Prius i Audi TT). Podczas testów zawsze w samochodzie znajduje się kierowca, który w razie potrzeby przejmie stery, a także inżynier Google'a obsługujący sprzęt. Samochody przejechały już ponad 220 tys. kilometrów, z czego półtora tysiąca bez ingerencji człowieka. Zdarzyły się dwa wypadki, m.in. inny samochód najechał na auto prowadzone przez maszynę.
Inżynierowie Google'a twierdzą, że takie rozwiązanie sprawi, iż na drogach będzie bezpieczniej. Komputer reaguje wszak szybciej niż człowiek. Styl jazdy automatu ograniczy zużycie paliwa, a zatem samochody będą bardziej ekologiczne. Na drogach zmieści się również więcej aut – będą mogły jechać bliżej siebie i z większą prędkością.
Opór wielkich firm?
- Google wierzy, że dysponuje już potrzebną technologią, a autopilot pojawi się w autach już w niezbyt odległej przyszłości – mówi sieci BBC prof. Alan Woodward z Uniwersytetu Surrey, który przypomina, że w sprzedaży są już samochody automatycznie parkujące, a także wyposażone w inteligentne tempomaty mierzące odległość od poprzedzającego pojazdu.
Nie wszyscy jednak podzielają jego optymizm. Według dr. Johna Barucha z Uniwersytetu Bradford koncerny samochodowe wstrzymują się przed inwestowaniem w takie technologie. Nad samochodami z autopilotem od lat 80. pracuje m.in. Mercedes, ale dotąd – oprócz aktywnego tempomatu – rezultatów tych wysiłków nie widać. Według dr. Barucha wprowadzenie automatycznych samochodów drastycznie zmniejszy liczbę sprzedawanych aut, a idea posiadania własnych czterech kółek upadnie.
– Producenci są temu przeciwni, ponieważ to zamieni w auta w coś w rodzaju sprzętu AGD. Nie będą mogli sprzedawać nam przyjemności płynącej z jazdy – mówi dr Baruch. – To ograniczy wydatki i zmniejszy liczbę samochodów na drogach. Ale nie sądzę, żeby ludziom tego brakowało. Wolałbym poczytać w drodze do pracy, zamiast wpatrywać się w czyjąś rurę wydechową.