Inwestorzy boją się remontować zabytkowe nieruchomości. Powód? Adaptacja nie jest łatwa. Kosztuje krocie. Trwa latami. A przepisy i konserwatorzy zabytków ją utrudniają.
Lepiej by zniszczały
– Remont zabytkowych obiektów to droga przez mękę. Mam wrażenie, że konserwatorzy zabytków wolą, by obiekt zniszczał, niż miał trafić w ręce dewelopera – mówi Konrad Płochocki, dyrektor generalny Polskiego Związku Firm Deweloperskich.
– Co ciekawe, konserwatorzy zaczynają się interesować zabytkowym budynkiem najczęściej dopiero, gdy kupi go deweloper. Nawet jeśli inwestycja ruszy z miejsca, to jej zakończenie wymaga wielu lat. Tak było m.in. w wypadku renowacji kamienicy na Foksal w Warszawie oraz Fortu na Służewcu. W obu wypadkach ich renowacja wymagała aż... 14 lat. Dlaczego? Tyle trwało m.in. pokonywanie barier konserwatorsko-budowlanych – twierdzi dyrektor Płochocki.
I dodaje: – Znane są przypadki jak ten w Gdańsku. Dla dawnych terenów stoczni uchwalono miejscowy plan, który dawał zielone światło dla inwestycji w tym miejscu. Deweloperzy podjęli pierwsze kroki, i co? Raptem cały teren trafił do rejestru zabytków. Gdański przykład jest doskonale znany wśród europejskich inwestorów. Pytają o niego. Dla nich pokazuje on, że nie warto w Polsce inwestować w zabytkowe nieruchomości, nawet jak jest miejscowy plan, bo można się mocno sparzyć.
Podobnego zdania jest Bogdan Dąbrowski, radca prawny z Urzędu Miasta w Poznaniu. – Zabytek ma szansę na przetrwanie tylko, jeśli zostanie zaadaptowany do współczesnych standardów, a z tym bywa krucho. Podejście konserwatorów zabytków jest bowiem zbyt zachowawcze – uważa mec. Dąbrowski.