Naczelny Sąd Administracyjny orzekł, że spółdzielnia mieszkaniowa musi zapłacić 4,9 tys. zł kary za samowolną wycinkę wierzby płaczącej. Nie dał więc wiary tłumaczeniom jej władz, że drzewo było chore i zagrażało przechodniom. Uszkodziła je też gwałtowna burza. Z tych powodów zabrakło czasu na formalności. Trzeba było działać.
Karę wcześniej nałożył wójt. Według niego spółdzielnia nie wezwała straży pożarnej, która usuwa drzewa w nagłych przypadkach. Poza tym kłoda usuniętego drzewa została zabrana przez spółdzielnię, nie było więc jak ustalić jej stanu. A na pniu drzewa urzędnicy nie dopatrzyli się choroby.
Spółdzielnia wniosła skargę do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Rzeszowie. Zarzuciła wójtowi, że mając wątpliwości co do istnienia zagrożenia spowodowanego stanem drzewa, powinien przesłuchać osoby mogące mieć wiedzę na ten temat, a tego nie zrobił.
SKO przyznało rację wójtowi. Wyjaśniło, że art. 83 ust. 1 ustawy o ochronie przyrody przewiduje, że w wyjątkowych sytuacjach można odstąpić od wymogu uzyskania zezwolenia na usunięcie drzewa lub krzewów. Przepis nic nie mówi jednak o drzewach, które zagrażają bezpieczeństwu ludzi lub mienia. Tym samym usunięcie drzew zagrażających bezpieczeństwu wymaga uzyskania zezwolenia.
Spółdzielnia odwołała się więc do WSA w Rzeszowie, a ten oddalił skargę. Podobnie postąpił NSA.