Działka czy domek nad wodą to marzenie niejednego Polaka. Wielu z nas jest posiadaczami takich nieruchomości. Ale polskie przepisy gwarantują każdemu prawo do korzystania z wód publicznych, których właścicielem jest Skarb Państwa albo jednostki samorządu terytorialnego. Każdy, kto ma na to ochotę, może się w nich wykąpać, napoić zwierzęta, pospacerować nad brzegiem, wędkować czy uprawiać sporty wodne. Aby to było możliwe, każdy powinien mieć dostęp do wody np. od strony drogi.
[srodtytul]Konflikt interesów[/srodtytul]
Nad niektórymi rzekami i jeziorami domy stoją tak ciasno, że powszechny dostęp do wody staje się fikcją. Z jednej strony właściciele nieruchomości przylegających do wód i ich prawo, choćby do prywatności, z drugiej przybysze, którzy pragną korzystać z dobrodziejstw natury. Problem narasta wiosną i latem, zwłaszcza w regionach atrakcyjnych pod względem turystycznym. Potęgują go ogrodzenia blokujące przejście nad brzegiem. Bywa, że płoty wręcz stoją w wodzie. – Dostajemy sporo skarg od turystów i żeglarzy, że brzegiem jezior nie da się przejść. Przypadki łamania zakazu grodzenia wykrywamy również sami podczas kontroli w terenie – przyznaje Jerzy Bujno, naczelnik Wydziału Ochrony Środowiska, Gospodarki Wodnej i Rolnictwa w Starostwie Powiatowym w Giżycku.
Najwięcej pretensji mają wędkarze. – Walczymy z tym zjawiskiem od lat, lecz jest to syzyfowa praca. Gdy uda się zlikwidować jedno, niedaleko wyrasta nowe ogrodzenie. Dotarcie do niektórych łowisk jest niemożliwe – twierdzą zrzeszeni w Polskim Związku Wędkarzy. Na dowód przedstawiają zdjęcia ogrodzonych brzegów.
Sprawa nie jest jednak tak jednoznaczna, jak się wydaje, a rozpoznanie, czy doszło do złamania prawa, utrudniają skomplikowane przepisy. – Nie wszystkie zbiorniki wodne są objęte zakazem grodzenia. Osobie nieznającej miejscowej mapy hydrograficznej trudno stwierdzić, czy ogrodzenie ma prawo stać, czy nie – mówi Iwona Koza, zastępca prezesa Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej. – Jeśli zaś chodzi o dostęp do wód publicznych, to przyczyn problemów upatruję w zaniechaniach lokalnych samorządów.