Dodają, że projektant w wielu miejscach planu „zapomniał” o istniejących już drzewach. – Co więcej, zapomniał też o budynkach kancelarii premiera, w miejscu których widziałby bloki. Proponuje się nam wielkie burzenie, w zamian oferując zakorkowane ulice, z których nie da się wyjechać – alarmują mieszkańcy.
Jeden z naszych czytelników mieszkający przy ul. Powsińskiej opowiada, że pomiędzy blokiem, w którym mieszka, a sąsiednim domem miałby powstać kolejny. – Jeśli tak się stanie, większy samochód stąd już nie wyjedzie, bo będzie po prostu za wąsko. Sadyba zostanie odcięta od Powsińskiej – mówi mieszkaniec.
Protestujący obawiają się także rozbudowy galerii handlowej przy ul. Powińskiej, czego projekt planu nie wyklucza. – Czy ktoś zastanowił się, czy na Sadybie jest miejsce na giganta w stylu Galerii Mokotów? – pytają mieszkańcy. Podnoszą też, że intensywna zabudowa Sadyby może zniszczyć tak zwany pas napowietrzający w okolicy ul. Bernardyńska Woda.
[srodtytul]Nie chcą pierzei[/srodtytul]
Projekt planu nie spotkał się także z aprobatą rady i zarządu Mokotowa. – Projekt dopuszcza pierzejową zabudowę ul. Sobieskiego, nie zważając, że takie rozwiązanie przesłoni istniejące już osiedla i spowoduje ich niedoświetlenie. Według projektanta pierzeja w tym miejscu być jednak musi, bo... ta ulica jest częścią Traktu Królewskiego. Tego argumentu jednak nie rozumiemy, tym bardziej że po drugiej stronie, na Stegnach, które są już objęte planem, pierzei nie ma – mówi Wojciech Turkowski, wiceburmistrz Mokotowa. Dodaje, że planując pierzeję w rejonie, gdzie stoją budynki projektowane kilkadziesiąt lat temu o zupełnie innym charakterze, trzeba pamiętać, że w ten sposób wymiesza się dwa różne style. – Pierzeja jest charakterystyczna dla śródmiejskiej zabudowy, a my mówimy o Dolnym Mokotowie – zastrzega wiceburmistrz.
Przedstawiciele dzielnicy podnoszą też, że projektant chciałby „pozamykać” osiedlowe skwery, tak by przypominały te znane z Pragi. – Obok istniejących już budynków miałyby być dostawione kolejne, tworząc zamknięte podwórka. Nikt z mieszkańców nie chce się zgodzić na takie rozwiązanie – mówi Wojciech Turkowski. Wiceburmistrz zauważa też, że linie zabudowy są wytyczane przez projektanta bardzo niekonsekwentnie – część budynków może być rozbudowywana, część wyburzona, choć nie wiadomo, według jakiego klucza miałoby się to odbywać. Dzielnica nie zgadza się też na tzw. dominanty wysokościowe, bo nie pasują one do charakteru zabudowy tej części stolicy. Co więcej – radni i mieszkańcy obawiają się, że niewydolny układ komunikacyjny nie obsłuży ruchu, który te wysokościowce wygenerują.