– Są nagminne – przyznają zgodnie architekci, ale podchodzą do nich różnie.
– Mieliśmy taki przykład osiedla na Żoliborzu, przy ul. Hozjusza, zaprojektowanego już kilkanaście klat temu – opowiada Maciej Miłobędzki z prasowni JEMS architekci. – Wszystko było dopracowane: oświetlenie, wewnętrzne ulice, elewacje z balkonami. Była spójna całość. A jak domy zostały zasiedlone to zaczęły pojawiać się zabudowy na balkonach, tandetne i różnorodne płotki. Czar osiedla prysł.
Podobne problemy mieli też JEMS z osiedlem na ul. Pomidorowej. Tam elewacja była jednolita, drewniana, powściągliwa. W to wkomponowane oświetlenie, zieleń. A mieszkańcy parterów zaczęli grodzić sobie ogródki pod oknami. Elewacja została fragmentami zasłonięta.
– Przykłady możemy mnożyć, bo zazwyczaj oddając budynek do użytku zdajemy się na mieszkańców – dodaje Miłobędzki. I przyznaje, że dalszy jego wygląd w dużym stopniu zależy od kultury dewelopera lub kolejnych gospodarzy.
– Zdarza się, że wspólnoty konsultują z nami zmiany projektu. I ostatnio jest lepiej, bo chyba zwiększa się świadomość estetyczna ludzi – mówi.