Al. Wyzwolenia w Śródmieściu. Jedno z mieszkań zajmuje nasz czytelnik (nazwisko do wiadomości redakcji). Od dwóch lat żyje bez prądu.
Kogo to obchodzi
– Umowę z dostawcą energii w 2009 roku rozwiązała moja była żona – mówi mieszkaniec. Czytelnik wystąpił więc do RWE o ponowne przyłączenie. – Żeby to było możliwe, potrzebna jest dodatkowa linia zasilająca i drugi licznik, na który zgodę musi wydać wspólnota mieszkaniowa. Prawo do istniejącej sieci ma cały czas była żona, do której należy 85 proc. udziałów w nieruchomości. Dlatego staram się o wykonanie dodatkowej, wewnętrznej sieci – tłumaczy.
Wspólnota na takie rozwiązanie się nie zgodziła. Czytelnik zgłosił sprawę w sądach: administracyjnym i cywilnym. Starał się o uchylenie uchwały wspólnoty mieszkaniowej. Podnosił, że inwestycja, o którą zabiega, w żaden sposób nie będzie wspólnoty obciążać, bo jej koszty pokryje sam. Sprawy w pierwszych instancjach czytelnik przegrał.
Zaalarmował też prokuraturę. Ta odmówiła jednak wszczęcia postępowania, argumentując, że nie ma znamion czynu zabronionego. Sąd karny, do którego mieszkaniec się odwołał, nie uwzględnił zażalenia. Mieszkaniec Śródmieścia pomocy szukał także u rzecznika praw obywatelskich i w urzędzie miasta. Tłumaczy, że ratusz ma obowiązek podjąć interwencję, bo chodzi o zaspokojenie elementarnych potrzeb. Samorząd umył ręce.
Jak tłumaczy Urszula Majewska ze śródmiejskiego urzędu, spór w sprawie zastępczego dostarczania energii elektrycznej toczy się między właścicielem mieszkania a wspólnotą mieszkaniową. – Lokal został wykupiony, jest więc własnością prywatną – tłumaczy rzeczniczka. Dodaje, że samorząd nie ma uprawnień nadzorczych w stosunku do wspólnot mieszkaniowych.