Na terenie gminy Józefów k. Biłgoraja właściciel posesji musi zapłacić za cały odcinek niezbędny do przyłączenia do istniejącej już kanalizacji. Tymczasem w Otwocku zapłaci tylko za część znajdującą się w granicach jego nieruchomości. Skąd takie różnice? – Przepisy są niejasne. Dlatego gminy i przedsiębiorstwa wodno-kanalizacyjne różnie postępują – uważa Mariola Berdysz, prezes fundacji Wszechnica Budowlana. – Efekt jest taki, że niektórzy właściciele nieruchomości płacą więcej, a inni mniej.
W czym tkwi problem
Definicję przyłącza zawiera art. 2 ust. 5 ustawy o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i zbiorowym odprowadzaniu ścieków: jest to odcinek przewodu łączącego z siecią wewnętrzną instalację kanalizacyjną w nieruchomości odbiorcy usług za pierwszą studzienką, licząc od strony budynku, a gdy takiej studzienki nie ma – do granicy działki.
– Przepis przewiduje zatem dwie odrębne sytuacje, w których zasięg przyłącza kanalizacyjnego zależny jest od istnienia studzienki kanalizacyjnej. Nie jest to jednak rozwiązanie precyzyjne – twierdzi Grzegorz Matejczuk, wicedyrektor zespołu prawa administracyjnego i gospodarczego w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich.
– Definicja nie wskazuje jednoznacznie – dodaje wicedyrektor – czy przyłączem jest przewód biegnący od wspomnianej studzienki do sieci głównej, czy też od studzienki do nieruchomości. Podobne trudności w interpretacji pojawiają się, gdy studzienki nie ma. Punktem granicznym przyłącza wówczas, zgodnie z definicją, jest granica podłączanej nieruchomości. Nie jest jednak jasne, czy przyłączem jest przewód prowadzący od tej granicy do sieci kanalizacyjnej, czy też od granicy do nieruchomości.
Jak wynika ze skarg napływających do rzecznika, władze gmin najczęściej uważają, iż przyłączem kanalizacyjnym jest także odcinek prowadzący bezpośrednio do głównej sieci kanalizacyjnej, a za jego wykonanie płaci właściciel posesji.