Mimo stagnacji na rynku mieszkaniowym, w Warszawie potencjalny popyt na mieszkania jest duży. Według raportu Centrum Badania Opinii Społecznej (CBOS), przygotowanego dla Nieruchomości Boża Krówka, aż 71 proc. mieszkańców stolicy mieszka we własnym lokalu lub domu.
– Jak widać, warszawiacy dążą do posiadania własnego lokum, będą więc kupować – zauważa Magdalena Gwiazda z CBOS. Co więcej, mieszkania 1-3 pokojowe – a takie są własnością ok. 84 proc. warszawiaków - często bywają przepełnione, np. w kawalerce czy dwóch pokojach mieszkają co najmniej trzy osoby.
Jak podaje CBOS, aż 61 proc. respondentów deklaruje chęć zamiany mieszkania, gdyby otrzymało korzystną pod względem finansowym ofertę. Nowego lokum poszukują przede wszystkim osoby liczące 35 – 44 lat, a także te powyżej 25 roku życia. - Najwięcej osób zainteresowanych zamianą dotychczasowego lokalu, mieszka na Targówku oraz Bielanach, Mokotowie i Bemowie – wyliczają eksperci CBOS.
Transakcji na razie jest jednak niewiele. Zdaniem Krzysztofa Oppenheima, prezesa agencji Nieruchomości Boża Krówka, winę za utrzymującą się od trzech lat recesję na rynku nieruchomości ponoszą sprzedający, którzy nie urealniają cen mieszkań. - W Warszawie sprzedaż ruszy, jeśli ceny spadną. Kawalerki powinny kosztować ok. 150 tys. zł, a dwa pokoje ok. 200 tys. zł. Takie mieszkania, jeśli nie są przeszacowane w stosunku do jakości czy lokalizacji, sprzedają się dziś niemal od ręki. W innym przypadku nie mamy co liczyć na wielu nabywców. Nic dziwnego, że segment większych mieszkań czy domów jednorodzinnych jest pogrążony w głębokiej stagnacji - mówi Krzysztof Oppenheim.
Jego zdaniem w stolicy nie brak osiedli, w których mieszkania są wystawiane za 9 - 10 tys. zł za mkw., podczas gdy realnie powinny kosztować 5 - 6 tys. zł za mkw. - Na stołecznym rynku do wzięcia jest dziś ok. 20 tys. lokali od deweloperów. To zamrożona substancja o wartości 8 - 10 mld zł. Jeśli lokale te nie znajdą właściciela, za kilka lat będą w fatalnym stanie – prognozuje Oppenheim.