Nasz czytelnik, pan Marek, szukał w stolicy mieszkania na wynajem. Do gustu przypadła mu kawalerka na Żoliborzu. Właściciel zażądał kaucji w wysokości miesięcznego czynszu. Było to 1,2 tys. zł.
– Podpisaliśmy umowę przedwstępną wynajmu lokalu, nazwaną w tytule umową zaliczkową – opowiada czytelnik. – W pierwszym punkcie padło sformułowanie, że wpłaciłem zaliczkę na poczet wynajmu. W innym miejscu znalazło się sformułowanie, że był to zadatek, który stracę, jeśli z mojej winy nie dojdzie do zawarcia umowy ostatecznej. Gdyby zawinił właściciel mieszkania, zadatek miałem odzyskać – dodaje pan Marek.
Czytelnik ostateczną umowę najmu miał podpisać w ciągu dwóch tygodni. Przy odbiorze kluczy zobaczył, że w lokalu są karaluchy. – Właściciel nawet się słowem nie zająknął, że mieszkanie jest zarobaczone, mimo że z prusakami walczy cały blok – mówi czytelnik. – Od razu zerwałem umowę. Zatajenie informacji o prusakach jest dostatecznym powodem. Czytelnik domaga się zwrotu kaucji. Jakie ma szanse na odzyskanie pieniędzy? Joanna Lebiedź, rzeczniczka Polskiej Federacji Rynku Nieruchomości i właścicielka agencji Lebiedź Nieruchomości Holding, uważa, że na rynku najmu rzadko spotyka się przedwstępne umowy najmu.
– Zazwyczaj zawiera się jedną umowę, podając wysokość czynszu i termin jej trwania. Określa się też, kto opłaca media i podatki oraz kiedy można się do mieszkania wprowadzić – wyjaśnia Joanna Lebiedź. Podkreśla, że kaucja – przeważnie jednomiesięczna – jest zabezpieczeniem na wypadek zniszczenia mieszkania, i tylko wtedy – już po wygaśnięciu umowy – jest zatrzymywana przez właściciela. – Kilka lat temu z kaucji pokrywano np. koszty rozmów telefonicznych. A bywało, że najemcy dzwonili za granicę czy na różnego rodzaju linie rozrywkowe – opowiada Joanna Lebiedź. – Dziś mało kto jest zainteresowany telefonem stacjonarnym, ale instytucja kaucji pozostała i chroni właściciela przed zniszczeniami, niepokrywaniem kosztów zużytych mediów itp.
Według Joanny Lebiedź z jednej strony potencjalnym najemcom trudno wykryć, nawet przy wielokrotnym oglądaniu mieszkania, czy są w nim robaki, czy jest głośne, a za ścianą mieszkają uciążliwi sąsiedzi. – Z drugiej strony właściciel lokalu nie jest w stanie odgadnąć, czy najemca nie pozostawi uszkodzonych sprzętów – dodaje pośredniczka. – W opisanej sprawie trudno więc bez dogłębnego jej zbadania o jednoznaczne rozstrzygnięcia. Ważne są zapisy w samej umowie, mówiące o okolicznościach, w jakich można ją rozwiązać, co zależy m. in. od tego, czy jest zawierana na czas oznaczony czy nieoznaczony – podkreśla Joanna Lebiedź.