Według danych agencji Metrohouse najwięcej mieszkań używanych sprzedaje się dziś na Białołęce, szczególnie na Tarchominie. Niska cena, średnio 6,3 tys. zł za mkw. – jak podaje serwis Domy.pl – przyciąga klienta jak magnes. Gorszy dojazd, nie najlepsze sąsiedztwo czy słaba infrastruktura schodzą wtedy na dalszy plan. – Np. w porównaniu z inną peryferyjną dzielnicą – Ursynowa, na Białołęce mieszkanie w bloku wybudowanym w ostatnich latach da się kupić za ponad 20 proc. mniej – szacuje Marcin Jańczuk z Metrohouse. Dodaje, że sporo osób w tej dzielnicy decyduje się na zmianę loku mniejszego na większe.
– Warto dodać, że najwięcej ofert z drugiej ręki pojawia się właśnie na Białołęce, gdyż z uwagi na dostępność tanich terenów, w ostatnich latach nie powstało tu najwięcej nowych mieszkań. Część z nich trafia teraz na rynek wtórny – tłumaczy Edyta Krakowiak z Warszawskiej Giełdy Lokali i Nieruchomości. Jej zdaniem duże ożywienie widać również we Włochach i na Ursusie.
Z kolei najmniejszy ruch jest w Wawrze, w Wesołej i w Rembertowie. Choć mieszkania są tu również dość tanie (w Wesołej, według serwisu Domy.pl, średnio kosztują niecałe 6,2 tys. zł, a w Rembertowie – ok. 6,4 tys. zł za mkw.), klienci polują tam głównie na domy w okazyjnych cenach. A sami deweloperzy niechętnie prowadzą tu nowe projekty.
Na tanich peryferiach Warszawy popyt nie ogranicza się do popularnych niewielkich „dwójek". Klienci wybierają np. trzy pokoje czy też lokale dwupoziomowe, które kosztują tyle samo, a nawet mniej niż dwa pokoje na Śródmieściu, Żoliborzu czy Mokotowie.
– W naszym biurze większość transakcji na obrzeżach miasta dotyczy lokali na rynku wtórnym – zauważa Marcin Jańczuk.