Nietypowych, dziwnych, a nawet śmiesznych sytuacji w mijającym roku nie brakowało na wtórnym rynku mieszkań. Jak opowiada jeden z rynkowych doradców, który prosi o niepodawanie nazwiska, coraz częściej się zdarza, że przed zakupem mieszkania kupujący chcą je wynająć na krótki czas, by zobaczyć, jak się im będzie mieszkać.
– Taki pomysł miała para młodych ludzi, zainteresowana małym, około 35–metrowym lokalem. Przed podjęciem decyzji o zakupie klienci chcieli zrobić dużą imprezę na kilkadziesiąt osób, by sprawdzić, jak sąsiedzi zza ściany reagują na hałasy – opowiada pośrednik.
Być bogaczem
– Pomysłowość ludzka nie zna granic – ocenia Jarosław Mikołaj Skoczeń z firmy Emmersonn Realty. – Dobrze byłoby na przykład sprzedać odziedziczone po rodzicach mieszkanie. Ale przez pięć lat wiąże się to z koniecznością zapłacenia podatku. Więc ktoś wpadł na pomysł, że już teraz weźmie połowę kwoty za lokal, a resztę – za pięć lat, po podpisaniu aktu notarialnego – opowiada. Jarosław Mikołaj Skoczeń pamięta też kupujących, którzy chcieli przenocować w upatrzonym mieszkaniu. – Sprzedający się zgodzili, a transakcja doszła do skutku – opowiada przedstawiciel Emmersona.
Wspomina także klienta, który pół roku szukał bardzo reprezentacyjnej i oczywiście bardzo drogiej rezydencji. – Oglądał wiele pięknych domów, apartamentów i dworków. Ceny tych nieruchomości dochodziły do kilkunastu milionów złotych. Na kilka z nich oglądający już się zdecydował, ku uciesze sprzedających i oczywiście pośrednika – opowiada Skoczeń. – Podczas wizyty u notariusza, gdy strony miały podpisać akt notarialny, kupujący nagle się wycofywał, podając jakąś błahą, a zarazem dziwną wymówkę. I tak było kilka razy. Zaczęło to irytować i notariusza, i pośrednika. Przy kolejnej nieudanej transakcji przyparty do muru klient przyznał, że nie ma pieniędzy, a zawsze marzył o luksusowym życiu i chciał być traktowany jak bogacz.
Nietypowe transakcje zna także Leszek A. Hardek, pośrednik, zarządca i ekspert Polskiej Federacji Rynku Nieruchomości. – Jedną z najdziwniejszych transakcji było kupno zabytkowego spichlerza. Kupujący – mieszkaniec Wysp – zdecydował się na nieruchomość tylko po obejrzeniu zdjęć, filmu i dokumentacji przesłanej w formie elektronicznej – opowiada Leszek A. Hardek. – Wpłacił niemały zadatek na konto właściciela i podpisał umowę przedwstępną na odległość. Kupujący pojawił się w Polsce po kilku miesiącach i wtedy podpisał akt notarialny. Wydaje się, że było to możliwe tylko dlatego, że transakcja była prowadzona przez biuro nieruchomości – dodaje.