Z punktu widzenia niektórych najemców, ten, kto posiada mieszkanie na wynajem, to na pewno krezus. Skoro ma gdzie mieszkać, a do tego czerpie z zyski z najmu, z pewnością spłynęło na niego szczęście w postaci spadku, wygranej albo wzbogacił się jakim dziwnym trafem. Skoro tak, to nic się nie stanie, jak nie dostanie na czas czynszu, ?i tak sobie poradzi. I tak mija jeden termin płatności.
Właściciel lokalu jest wyrozumiały. Przy drugim zaczyna się niepokoić, ale najemca ustala kolejną datę spłaty zadłużenia i rozpoczyna mieszkanie trzeci miesiąc za darmo. Wreszcie, ponaglany telefonicznie o zapłatę, oświadcza, że odchodzi, ale łaskawie zostawia kaucję. A resztę – czyli zaległy czynsz i opłaty za zużytą wodę czy prąd – odda, jak będzie miał pieniądze, bo jeść musi. Może za miesiąc albo za dwa spłaci w ratach swoje długi – obiecuje dłużnik i znika. Nie ma go pod żadnym adresem i telefonem podawanym w umowie. Zapewne próbuje w tym czasie naciągnąć kolejnego właściciela, u którego pomieszka odpłatnie ze dwa miesiące, a potem powtórzy schemat i zniknie. ?Ile miesięcy w roku będzie miał dzięki temu darmowy dach nad głową?
Zdaniem pośredników w tarapaty najczęściej wpadają osoby wynajmujące kawalerki. To na rynku najmniejszych, tanich mieszkań szukają naiwnych przyjeżdżający do pracy z daleka, bez stałego zatrudnienia, często żyjący w nieformalnych związkach, więc w razie kłopotów jedno nie chce wziąć odpowiedzialności za zobowiązania drugiego. Jest na to rada: unikać jak ognia takich najemców. Pytać wprost o adres pracodawcy, sprawdzać podane dane i interweniować już ?po dwóch dniach od braku czynszu.