Wnętrza siedziby głównej poczty w Bronksie, wybudowanej w 1935 roku, zdobią murale wybitnych artystów - Bena Shahna i Bernarda Brysona Shahna - opisują dziennikarze New York Timesa.
Instytucja społeczna
Ella Michael od czterdziestu lat przekracza drzwi poczty, by nalepić znaczki i wysłać świąteczne prezenty do rodziny i przyjaciół w Georgii oraz Południowej Karolinie. A w międzyczasie w latach 80. wysyłała stąd listy do syna, który służył w Armii Stanów Zjednoczonych w Niemczech. Pani Ella wkrótce może stracić swoją wielką pocztę, która zapewniała jej łączność ze światem.
Amerykańska Poczta wciąż forsuje plan sprzedaży historycznego budynku pomimo protestów ze strony wielu jej klientów, działaczy społecznych, a nawet wybieralnych urzędników, którzy postrzegają ten gmach jako instytucję społeczną. To miejsce, do którego ludzie przychodzą załatwiać swoje życiowe sprawy.
Gmach zbudowany w 1935 roku stoi przy skrzyżowaniu ważnych ulic dzielnicy i jest wielką przestrzenią publiczną, ozdobioną 13 muralami takich artystów, jak Ben Shahn i Bernard Bryson Shahn. Prace mają wartość muzealną.
- To nie jest tylko urząd pocztowy. To część mojego życia - mówi pani Ella, emerytowana księgowa, która często spaceruje dla zdrowia przez dziewięć przecznic ze swojego mieszkania do budynku poczty. - Jeśli oni mi ją zabiorą, to co ja zrobię? Dokąd będę chodzić? - mówi dziennikarzom NYT.
Prywatyzacja obiektów
Urząd pocztowy ma być wystawiony na sprzedaż w ramach szerszego ogólnonarodowego planu prywatyzacji historycznych obiektów. Mająca kłopoty finansowe poczta twierdzi, że chce zredukować swoją infrastrukturę i zmniejszyć koszty funkcjonowania, ponieważ wielu klientów korzysta z komunikacji elektronicznej.
Liczba przesyłek dostarczanych przez pocztę ciągle i dramatycznie maleje od szczytowego wyniku 213 mld przesyłek w 2006 roku. Rzeczniczka Poczty tłumaczy na łamach New York Timesa, że nie można było zapobiec ani zmniejszeniu liczby wysyłanych listów i paczek ani wzrostowi usług internetowych. - A oba te czynniki zmniejszają ruch klientów w naszych urzędach, nie tylko w Bronksie - tłumaczy rzeczniczka na łamach NYT.