Małgorzata Czerwińska, właścicielka biura Trend Home, zapewnia, że odsetek mieszkań w cenie poniżej 6 tys. zł za mkw. rośnie.
– Ich liczba nie zwiększa się szybko, ale powoli i regularnie. Coraz ciężej jest sprzedać mieszkanie bez konkurencyjnej ceny. Właściciele początkowo się łudzą, że ładne zasłony i kanapa podniosą cenę lokum, bo sąsiad sprzedał za więcej dwa lata temu. Dziś w segmencie popularnym można konkurować tylko ceną, a nie ładnymi meblami. Ponadto każdemu sprzedającemu początkowo wydaje się, że jego mieszkanie jest wyjątkowe. Tak oczywiście nie jest – mówi Małgorzata Czerwińska.
Przeciętny kupujący ma w czym wybierać. – Mało jest inwestorów z gotówką, a klienci nie są dziś tak chętni do brania kredytu na 30 lat, szczególnie przy niskich zarobkach i braku pracy za godziwe pieniądze – tłumaczy Małgorzata Czerwińska.
Według danych spółki Emmerson Realty, najczęściej w cenie do 6 tys. zł za mkw. można kupić jednak duże „M". Np. do wzięcia jest lokal na Białołęce, o powierzchni 83 mkw., z 2010 r., za ok. 5,5 tys. zł za mkw.
– Znajdziemy też i dwupoziomowe, sześciopokojowe lokum liczące 123 mkw., z 2001 r., na Tarchominie, za ok. 3,7 tys. zł za mkw. i czteropokojowe mieszkanie na Ursynowie o powierzchni 150 metrów, z 1993 r. za ok. 6 tys. zł za metr – wylicza Waldemar Oleksiak z Emmerson Realty.