Mieszkańcy Wenzhou są równie aktywni w niedzielę, jak w pozostałe dni tygodnia. To miasto na południowo-wschodnim wybrzeżu jest słynne w całych Chinach jako ciężko pracujący rój kapitalizmu. Ale to także miejsce zamieszkania ok. 1 mln chrześcijan. Wielu z nich to prywatni przedsiębiorcy, którzy wzbogacili się przekształcając Wenzhou z rybackiego portu w globalne centrum wytwórczości.
Chrześcijanie ci, przywykli do konkurencji rynkowej, przenieśli tę postawę na budowę świątyń. I każda z kongregacji rywalizuje z innymi, by budować więcej i lepiej. Ten entuzjazm doprowadził ich do konfliktu z władzami komunistycznymi.
W większości chińskich miast budynki należą do partii komunistycznej. Ale w
Wenzhou to kościoły przyciągają uwagę. Wiele z nich, wielkich jak katedry, ma ekstrawaganckie kopuły, wieżyczki, iglice, a każdy jest zwieńczony czerwonym krzyżem, na tle okolicznych wzgórz.
Jeszcze na początku maja ostatnim obiektem w chrześcijańskim krajobrazie Wenzhou był kościół Sanjiang, położony miedzy rzeką a górami, wśród sadów przemieszanych z małymi fabryczkami. Jego budowa zajęła kongregacji ponad 12 lat i pochłonęła 4 mln dol. pochodzących z jej własnych oszczędności.
Tymczasem w marcu władze nieoczekiwanie ogłosiły, że budynek łamie przepisy gospodarki przestrzennej. Przedstawiciele kościoła podjęli desperacką próbę negocjacji z władzami, a wierni zaciągnęli całodobową wartę na terenie kościoła. Ale najwyraźniej ktoś wpadł na pomysł, że chrześcijanom w Wenzhou trzeba dać nauczkę. Policja otoczyła kościół, w ruch poszły buldożery.