Czy to nie dziwne, że przed wejściem do biurowca – ze względów bezpieczeństwa – trzeba pokazać dowód tożsamości, ale już do garażu podziemnego bez problemu można się dostać z ulicy?
W niektórych warszawskich budynkach zawsze tak było, a w innych jest tak od niedawna: gość, wchodząc do środka, jest zobowiązany podać pracownikowi recepcji nazwisko, a nawet pokazać dowód.
Czasem, gdy kolejka do lady długa, oczekiwanie na załatwienie formalności, na przepustkę do windy, jest irytujące. Ale przynajmniej odwiedzający – a chyba pracownicy biurowca przede wszystkim – mają poczucie, że jest kontrola dostępu i nikt niepowołany się na górę nie dostanie.
Ta gorliwość ochrony w recepcji na nic się jednak zdaje, jeśli do tego samego budynku można się dostać poprzez parking podziemny. Wystarczy, że niezaczepiany przez nikogo i niepytany o nic rowerzysta przejedzie obok szlabanu stojącego na straży garażu i pomknie w dół.
Na pierwszej podziemnej kondygnacji może pozostawić rower, a właściwie, co tylko chce. Albo może nawet nie zostawić nic, tylko wjechać windą z tzw. poziomu minus na wybrany poziom plus. W ten sposób dostanie się na dowolną kondygnację w biurowcu.