Taka gotówka popłynęła na rynek nieruchomości w siedmiu miastach - podaje Lion's Bank, powołując się na dane NBP. - Za tymi rekordami stoją inwestorzy, którzy wolą kupić mieszkanie na wynajem, niż trzymać pieniądze na nisko oprocentowanych lokatach - wyjaśnia Bartosz Turek, analityk Lion's Banku.
Z rodzicami
- Dzięki niskim stopom procentowym kredyty są w miarę tanie. Co jednak na pierwszy rzut oka zaskakuje, nie mamy do czynienia z kredytowy boomem - podkreśla Bartosz Turek. - Wszystko za sprawą wymagań dotyczących wkładu własnego. Dziś jest to 10 - 15 proc. Chcąc kupić mieszkanie warte 300 tys. zł, trzeba mieć 40-60 tys. zł w gotówce, aby ubiegać się o kredyt i pokryć wszystkie koszty zakupu - dodaje.
I to, jak mówi analityk, szczególnie utrudnia drogę do własnego mieszkania młodym Polakom. - Jeśli nie mają wkładu własnego, są zmuszeni mieszkać z rodzicami lub korzystać z relatywnie drogiego najmu - mówi Turek. - Trzeba jednak pamiętać, że zniesienie wymaganego wkładu własnego przy kredycie mieszkaniowym nie jest w tym wypadku rozwiązaniem idealnym. Jeśli bowiem banki dawałyby kredyty osobom bez wkładu własnego, z dużym prawdopodobieństwem bylibyśmy dziś świadkami narastania bańki cenowej na rynku mieszkaniowym. W efekcie rosnące ceny i tak zamknęłyby drogę do własnych czterech kątów nabywcom pierwszych mieszkań - ocenia.
Analityk zwraca uwagę, że niskie stopy procentowe mają jednak wpływ dla rynku mieszkaniowego. - Wszystko dlatego, że przy niskich stopach procentowych nie ma co liczyć na wysokie oprocentowanie bankowych lokat. W efekcie osoby mające spory kapitał szukają alternatywnych inwestycji, które pozwolą zarobić więcej - wyjaśnia Bartosz Turek. - Wbrew pozorom to ten właśnie mechanizm jest powodem wyraźnego ożywienia na rynku nieruchomości. Sporo osób decyduje się bowiem na zakup mieszkania na wynajem. To właśnie popyt inwestycyjny jest powodem tego, że nowe mieszkania są w tym roku w większości finansowane gotówką (60- 65 proc. ceny). Kredyt uzupełnia tylko to źródło finansowania - opowiada.
