Zawsze jednak powszechnie dostępne, bez biletów i bramek. Przestrzeń publiczna to fenomen miejsca opisywany w książkach o urbanistyce, przez teoretyków, jak Kevin Lynch, i praktyków jak prof. Kazimierz Wejchert w „Elementach kompozycji urbanistycznej", czy Jan Gehl w „Życiu między budynkami". Ale to również protesty mieszkańców, gdy ich ulubione skwery są zabudowywane.
Miejsca budzą więc emocje, nie tylko w książkach. To też część naszego porządku prawnego, bo ustawa o planowaniu i zagospodarowaniu nakazuje, aby gmina wyznaczyła przestrzenie publiczne. Co więcej, nakazuje sporządzać miejscowy plan zagospodarowania, czyli prawo ustalane przez gminę, traktując ten obszar jako szczególnie ważny dla wspólnoty.
Ale jak ta przestrzeń publiczna ma być kształtowana, jak powinna wyglądać? Doskonały przegląd doświadczeń daje nam XI już edycja konkursu na najlepszą przestrzeń publiczną, organizowanego od 2007 przez Towarzystwo Urbanistów Polskich, razem ze Związkiem Miast Polskich i Stowarzyszeniem Integracja. To już ponad 300 zrealizowanych dobrych miejsc.
A najlepsze to takie, które wyróżniają się jakością i odmiennością, ale również powszechną dostępnością. Ta praktyka budowania przestrzeni miejsca wskazuje, że musi mieć ona wyraźnie zarysowane granice fizyczne, mieć zarządcę całości jej obszaru, jak w Warszawie Zarząd Terenów Publicznych. Musi zapewniać możliwość różnych form użytkowania, tak aby różne grupy użytkowników mogły z niej korzystać i czuć się u siebie. Nie powinna więc być poświęcona jednemu sposobowi użytkowania, tak jak ciągle poszukujący swojej tożsamości, przeznaczony kiedyś na masowe manifestacje plac Defilad w Warszawie.
Powinna być jednocześnie symboliczna i użyteczna, jako miejsce odniesienia w skali naszego osiedla, dzielnicy, a nawet całego miasta. Tak jak historyczne rynki we Włoszech, które rano są targowiskiem, w południe miejscem zachwytu turystów, a wieczorem swoistym corso miejskim.