Od trzech lat można budować domy jednorodzinne na zgłoszenie. Większość inwestorów wybiera jednak pozwolenia na budowę, bo to się im bardziej opłaca. I nic nie wskazuje na to, by ten trend się zmienił.
Nikłe zainteresowanie
Uproszczone formalności wprowadzono w II półroczu 2015 r. Wtedy cieszyły się one największą popularnością. W tym okresie inwestorzy zgłosili budowę w 4868 przypadkach. Potem zainteresowanie zmalało. W całym 2016 r. z tego rozwiązania skorzystano tylko 5302 razy. Natomiast w 2017 r. zgłoszeń wydano zaledwie 3303. To bardzo mało w porównaniu z pozwoleniami na budowę. W II połowie 2015 r. wydano 36,9 tys. pozwoleń na budowę, w 2016 r. – 82,8 tys., a w 2017 r. – 102,2 tys.
– Nie dziwi mnie tak małe zainteresowanie zgłoszeniami – mówi Bogdan Dąbrowski, radca prawny z Urzędu Miasta w Poznaniu. – Inwestorom korzystanie z nich się nie opłaca. Bardzo często w trakcie budowy domu pojawiają się nowe pomysły co do jego wyglądu. Jeżeli chce się je zrealizować legalnie, trzeba dokonać zmian w projekcie budowlanym. W wypadku domu stawianego na zgłoszenie trzeba uzyskać pozwolenie budowlane i przygotować nowy projekt budowlany. Gdy chodzi o willę stawianą na pozwolenie, wystarczy jedynie istotne zmiany nanieść na projekt budowlany i zatwierdzić w urzędzie. Jest to zdecydowanie tańsze i prostsze – tłumaczy Dąbrowski.
Eksperci widzą jednak znacznie więcej wad zgłoszenia.
Mała oszczędność
Zgłoszenie miało znacznie skrócić czas załatwiania formalności budowlanych. Tak się jednak nie stało. Różnica miedzy tymi formalnościami jest niewielka. – W wypadku zgłoszenia inwestor musi odczekać 21 dni. Jeżeli starosta nie wniesie sprzeciwu, wolno ruszyć z pracami – mówi Mariola Berdysz,dyrektor fundacji „Wszechnica Budowlana". – Wprawdzie starosta (prezydent miasta na prawach powiatu) może wydać z urzędu zaświadczenie, że nie planuje wnieść sprzeciwu. Dzięki temu można ruszyć z budową przed upływem tych 21 dni. Ale nie słyszałam, by któryś z urzędników skorzystał z tej furtki – mówi dyrektor Berdysz.