W mediach coraz więcej o transporcie. Może dlatego że wybory, a może dlatego że transport, szczególnie publiczny, jest we wszystkich badaniach opinii głównym punktem zainteresowania nas, mieszkańców. Jakość transportu decyduje o naszej wygodzie i atrakcyjności miasta.
Zresztą nie tylko miasta, również obszarów wiejskich, bo cenimy sobie możliwość dostępności, takiej dla wszystkich. W transporcie publicznym wyzwaniem jest możliwość przesiadki. Klasyczna już książka Christophera Alexandra z 1977 r. „Język wzorców, miasta, budynki, konstrukcje" definiuje cechy dobrego węzła przesiadkowego. Czas przesiadania się powinien więc być dłuższy niż trzy minuty – to 150 m. A więc np. od autobusu do tramwaju to 30 m, z metra do autobusu 60 m, a z pociągu do metra 90 m.
W analizie sporządzonej dla Warszawy przez firmę WYG w 2010 r. odległości bywają większe. Bo dla ronda de Gaulle'a niektóre przesiadki to ponad 270 m. Mamy tak i w innych miastach. Ale odległość to nie wszystko. Według książki przebieg linii należy planować tak, by łączyły one węzły przesiadkowe, bo te są kluczem systemu. Muszą być wygodne i bezpieczne, łatwe do korzystania i przyjemne.
A więc ważne jest pełne zadaszenie węzła przesiadkowego, monitoring zapewniający poczucie bezpieczeństwa, taki inteligentny, który analizuje nietypowe zachowania. Potrzebna jest informacja o miejscu, czyli strzałki i informacje wizualne, bo przecież nie wszyscy się orientują, przybysze mogą czuć się bezradni.
A gdy komunikacja jest na wielu poziomach, to konieczne są schody ruchome i windy, bo schody nie bardzo nadają się dla osób z wózkami czy dla niepełnosprawnych. A i niektóre starsze osoby wolą korzystać z windy, bo jest bardziej przyjazna. W zimie warto zapewnić możliwość ogrzewania promiennikiem podczerwonym, takim, który włącza się wtedy, kiedy są ludzie, i grzeje tylko ich, a nie powietrze.