Choć ich atutem są bardzo dobre adresy, to większość klientów traktuje wielkopłytowe lokale jako przejściowe, na cztery – sześć lat.
– W tym roku takie mieszkania są przedmiotem co czwartej naszej transakcji – mówi Marcin Jańczuk z agencji Nieruchomości Metrohouse. – Powodem jest cena. Większość takich ofert została sprzedana za 6 – 6,5 tys. zł za mkw., choć można znaleźć i takie w granicach 5,5 tys. zł, podczas gdy średnia cena mkw. w tegorocznych transakcjach na rynku wtórnym to prawie 7,8 tys. zł – tłumaczy.
Jacek Kriese, szef stołecznej agencji Okazja, dodaje, że mieszkania wielkopłytowe są i będą popularne, bo nie sposób ignorować ponad połowy adresów w Warszawie.
– Sporna pozostaje jedynie cena tych lokali. Jeżeli w okolicy wzniesiono również bloki w innych technologiach, np. z cegły czy ramy H, to mieszkania z prefabrykatów są z reguły tańsze o 5 – 25 proc. – szacuje Jacek Kriese. Z jego obserwacji wynika, że co najwyżej jeden klient na trzech twardo odrzuca oferty z wcześniejszych dekad.
Jacek Kriese zauważa, że dziś nierzadko mamy jednak do czynienia z nagonką na wielką płytę. Przykładem, jak mówi, jest rozdmuchana do absurdalnych rozmiarów „katastrofa budowlana” w bloku przy ul. Klaudyny.