Obecna korekta na rynku nieruchomości może stanowić zachętę dla tych, którzy dopiero chcą zainwestować. Żeby zarobić więcej, można kupić grunt rolny, podzielić go na działki, odrolnić i sprzedać. Pozornie proste, ale wymaga załatwiania przez wiele miesięcy formalności urzędowych. Dlatego na rynku pojawiają się firmy, które znajdują atrakcyjny kawałek ziemi (najczęściej na dalekich przedmieściach dużych miast), organizują grupę inwestorów, a następnie w ich imieniu (działając zwykle jako spółka komandytowa) kupują działkę i prowadzą wszystkie sprawy urzędowe. Trwa to zwykle około trzech lat. Zainwestowaną kwotę niejednokrotnie udaje się podwoić.
Zdaniem specjalistów wolne grunty bez jakichkolwiek wad skończyły się dziesięć lat temu. Dlatego trzeba być ostrożnym. Może się okazać, że rozwiązanie jakiegoś problemu zajmie lata, co zablokuje możliwość odsprzedaży z zyskiem. Jak w każdej innej dziedzinie, gdy pojawia się hasło „nadzwyczajna okazja”, powinien się włączać dzwonek alarmowy.
Warto szukać ziemi z potencjałem, co w branżowym slangu oznacza grunty, których wartość może mocno wzrosnąć z powodu np. inwestycji drogowych. Ale i tu potrzebny jest dystans. Co z tego, że działka znajduje się w pobliżu planowanej autostrady, jeśli zjazd zostanie umiejscowiony 30 kilometrów dalej.
[ramka][b]Bartek Jankowski, właściciel Banku Ziemi
Piotr Litwińczyk, właściciel Banku Ziemi[/b]