Za pośrednictwem warszawskich biur nieruchomości próbowaliśmy sprzedać, dwuletnie mieszkanie w rejonie ronda Żaba. 35-metrowy, dwupokojowy lokal z aneksem kuchennym wykończony w wysokim standardzie wyceniliśmy na ok. 300 tys. zł. Zależało nam, by usługa pośrednictwa nie była zbyt kosztowna. Jesteśmy skłonni zapłacić agentowi 3, góra 5 tys. zł (ok. 1 do 1,5 proc. wartości transakcji).
Zakładamy, że ze sprzedażą niewielkiego lokum w dobrze skomunikowanym z centrum miasta punkcie dobry agent nie powinien mieć większego problemu. Poza tym z ankiety serwisu Szybko.pl przeprowadzonej wśród 110 krajowych pośredników wynika, że w ubiegłym roku coraz więcej biur zadowalało się najniższymi pro- wizjami – do 1,5 proc. Większość pobierała opłaty od 1,6 do 2 proc. wartości transakcji. Czy możliwe jest to w Warszawie?
[srodtytul]Na wyłączność – taniej[/srodtytul]
W agencji Metrohouse jedna z pośredniczek zaproponowała nam prowizję w wysokości 2,9 proc. wartości mieszkania. Do tego trzeba doliczyć VAT. Wychodzi ponad 10 tys. zł. Sporo.
– 2,9-proc. prowizja obowiązuje w przypadku umowy otwartej. To znaczy, że można wstawić to samo mieszkanie jednocześnie do wielu agencji. Wtedy nie możemy obniżyć prowizji, bo klient, który mieszkania kupuje, nie płaci za nasze usługi – tłumaczyła przedstawicielka Metrohouse. Prowizja może być jednak niższa, jeśli podpiszemy z Metrohouse umowę na wyłączność (także i przy takiej umowie kupujący nie ponosi opłat). Wtedy nasze mieszkanie zostanie profesjonalnie sfotografowane, a oferta zostanie lepiej wyeksponowana w branżowej gazetce. Agencja roześle też informacje do naszych sąsiadów z kilku pobliskich budynków. Oferta znajdzie się również w systemie MLS, co oznacza, że inne biura też ją pokażą, ale transakcję sfinalizujemy wyłącznie z udziałem Metrohouse. Proponujemy 1 proc. prowizji. – Przy tak małej kwocie to raczej nierealne. Ale zapraszam do negocjacji – mówi pośredniczka.