Chyba sami oferenci w to nie wierzą. Dlaczego zatem próbują sprzedać coś, czego nie ma i może w ogóle nie powstanie? Sondują rynek? A może chcą uniknąć stosowania ustawy deweloperskiej.
Czy dlatego dają ogłoszenia o sprzedaży mieszkań w nowych inwestycjach, których dokumentację dopiero kompletują?
Np. jedna firma proponuje dziś lokale droższe średnio o tysiąc złotych od stawek rynkowych, zakładając, że ukończy inwestycję w 2014 roku. Zapewne wtedy, bo jeszcze nie ma pozwolenia na budowę. Jest w trakcie uprawomocnienia się.
Niejedna spółka na takim wstępnym etapie inwestycji wychodzi na rynek z nowymi projektami w Warszawie, ogłaszając ich sprzedaż. Zakończenie budowy oferowanego teraz mieszkania firma planuje np. na 2015 rok.
Który klient, jaki bank, do którego nabywca zwróci się o finansowanie kupna takiego mieszkania z obrazka, potraktuje poważnie przedsięwzięcie? I kto pokusi się o prognozę, czy proponowana dziś w danym projekcie cena, na którą nabywca ma się umówić z deweloperem, za dwa – trzy lata będzie rynkowa? Kto poniesie ryzyko?