Gdzie można dziś zaciągnąć najtańszy kredyt – zapytał mnie ostatnio jeden z właścicieli hurtowni budowlanej pod Warszawą.
Zaczęłam w myślach przywoływać promocyjne oferty banków, na jakie ostatnio się natknęłam, a on się tylko uśmiechał, z przekąsem. – U mnie, niestety, u mnie, w mojej hurtowni – powiedział i zapytał, czy wiem, co musi zrobić, aby sprzedać towar.
Odpowiedź brzmiała: poczekać pół roku na pieniądze. Sprzedaję towar za 100 tys. zł wykonawcy na inwestycję. Żeby kupił u mnie, muszę mu dać marżę minimalną, czyli 2 proc. i do tego termin 90 dni na płatność, żeby mógł zapłacić pieniędzmi od generalnego wykonawcy.
Generalny zawsze się spóźnia, bo nie ma pieniędzy od inwestora, bo albo czeka na częściowe odbiory, albo na kredyt inwestora. Do mnie więc pieniądze spływają po pół roku od chwili sprzedaży. Dobry kredyt? 100 tys. zł pożyczone na pół roku za 2 tys. zł, bo tak niską miałem marżę – opowiadał hurtownik.
Rozmowie przysłuchiwał się jeden z jego pracowników, który skwitował ją tak: szefie, jak szef pożyczy mi 100 tysięcy na pół roku, to oddam szefowi 2,5 tys., więc pięć stów będzie pan do przodu – żartował.