Condoinwestycja polega na tym, że inwestor kupuje apartament w hotelu, którym zarządza wyspecjalizowana firma. To jej zadaniem jest codzienne administrowanie obiektem oraz poszukiwanie najemców do pokoi. Potencjalnych kupców często ma skusić gwarantowany przez kilka lat zysk. Potem wypłaty zależne są już od tego, czy apartament znajdzie najemcę.
Aktualnie oferty condohoteli z gwarantowaną rentownością dają zarobić dużo więcej niż lokaty bankowe czy obligacje. Najpopularniejsze stawki to 6–8 proc. rocznie.
Pokoje w condohotelach są dostępne dla osób dysponujących kapitałem na poziomie co najmniej 150–200 tys. zł, choć w niektórych inwestycjach trzeba wyłożyć nawet dwa razy więcej. Wszystko zależy od lokalizacji i standardu. Tak jest na przykład w Aquamarina w Międzyzdrojach, gdzie ceny apartamentów wahają się od 408 do 454 tys. złotych. W 5-gwiazdkowej inwestycji Baltic Park Molo w Świnoujściu ceny apartamentów przekraczają milion złotych.
Kupujący ma zwykle możliwość korzystania z apartamentu przez określoną liczbę dni w roku, ale ogranicza to potencjalny zysk. Czasami zasady ustala się tak, że pobyt właścicielski może liczyć np. do 21 lub 28 dni w roku, ale tylko 7 z nich przypada na sezon. Z punktu widzenia inwestora kluczowa jest rentowność inwestycji. Zwykle sprzedający podają wartość oczekiwaną (np. 8 lub 10 proc. rocznie), ale te należy traktować z przymrużeniem oka – liczy się tylko to, co mamy zagwarantowane w umowie najmu. Ta jest najczęściej podpisywana na 10 lat, choć bywają i umowy 20-letnie. Gwarancja zysku obejmuje najczęściej pierwsze kilka lat trwania umowy, potem wyniki inwestycji zależą od tego, czy do hotelu będą przyjeżdżać goście, a przychody są dzielone pomiędzy właścicieli a firmę zarządzającą według z góry określonego modelu – np. 50/50.
W niektórych przypadkach do ceny apartamentu trzeba doliczyć koszt wyposażenia pokoju (średnio 30 tys. zł), a także miejsce postojowe (kolejne 30 tys. zł), co obniża potencjał zysku.