Rosja zajmuje nieruchomości na Krymie

Hotele, piekarnie, mleczarnie, apartamentowce, stocznia i studio filmowe. Właściciele tracą nieruchomości na Krymie.

Aktualizacja: 11.01.2015 17:19 Publikacja: 11.01.2015 16:34

Jałta

Jałta

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

W pogoni za łupami zbrojne oddziały najechały tysiące przedsiębiorstw na półwyspie, wyrzucając właścicieli i ogłaszając właścicielem posiadłości władze Krymu - czytamy na łamach "New York Timesa".

Hotele i piekarnie

Stocznię w Kerczu milicja najechała z lądu i z morza, a suchy dok szturmowano z dwóch łodzi - mówi na łamach "New York Timesa" Mikołaj Kuźmienko, prezes zarządu stoczni. - To wyglądało jak operacja wojskowa, prowadzona przez wspierane przez rząd oddziały tzw. samoobrony, której członkowie ukrywali twarze pod kominiarkami - opowiada.

Te siły, które pomogły Rosjanom w zajęciu Krymu, podlegają premierowi Siergiejowi Aksjonowowi, który nazywa je milicją ludową. Kierownictwo stoczni desperacko próbowało połączyć się z przedstawicielami rządu, policji i F.S.B., czyli rosyjską służbą bezpieczeństwa - mówi Kuźmienko na łamach "New York Timesa". - Nikt nie odpowiedział. Ten najazd był w pełni popierany przez lokalne władze.

Podobne doświadczenia były udziałem także innych właścicieli nieruchomości. Arbitralne wprowadzanie praw własności było bardzo długo przekleństwem nad prowadzeniem interesów w Rosji. Niektóre wielkie sprawy, takie jak przejęcie firmy naftowej Jukos, a ostatnio Basznieftu, trafiły na pierwsze strony gazet. Ale na Krymie konfiskaty nieruchomości są prowadzone tak szeroko i systematycznie, że bez precedensowo.

Od czasu, gdy Rosja zajęła Krym dziesięć miesięcy temu, warte ponad 1 mld dol. nieruchomości i inne udziały zostały odebrane poprzednim właścicielom - jak szacują sami właściciele i ich prawnicy.

Przejęte posiadłości to banki, hotele, stocznie, gospodarstwa rolne, stacje benzynowe, większe piekarnie, a nawet działki, na których zbudowano Filmowe Studio "Jałta", które 50 lat temu uczyniło z dziś ponurego nadmorskiego kurortu radziecki Hollywood.

- Przejmowanie własności na taką skalę nie zdarzyło się od czasów rewolucji październikowej - twierdzą właściciele. - Wielu z nich złożyło pozwy sądowe, twierdząc, że konfiskaty naruszają rosyjską konstytucję, w myśl której za przejęte przez rząd mienie należy się rekompensata, ale biorąc pod uwagę triumfalne nastroje w Moskwie w związku z aneksją, właściciele mają niewielkie nadzieje na odzyskanie czegokolwiek.

- Jeśli działa się tak, jak komuniści w 1917 roku i zabiera wszystko wokół, to trzeba to otwarcie powiedzieć - mówi dziennikarzom "NYT" Kuźmienko w rozmowie telefonicznej prowadzonej z Kijowa. - Jeśli nie ma rekompensat, to jest to zwykła grabież.

Prawnicy twierdzą, że podstawy prawne przejmowania nieruchomości przez władze są mgliste i wdrażane pospiesznie, co władzom nie przystoi. - Jeśli są przekonani, że Krym jest rosyjskim terytorium, to powinno się tu stosować rosyjskie prawo, a nie jakieś lokalne krymskie przepisy sprzeczne z prawem rosyjskim - mówi na łamach "NYT" Roman Marczenko, prawnik z Kijowa. - Ale nawet gdy zastosujemy rosyjskie prawo, to w niczym to nie pomoże. Jesteśmy głęboko przekonani, że z powodów politycznych nie znajdziemy sprawiedliwości w rosyjskich sądach.

Mgliste wytyczne

Zdaniem prawników lokalny rząd selektywnie przejmuje posiadłości, by pokryć własne wydatki. - Władze Krymu otrzymały carte blanche na stworzenie krymskiego budżetu i teraz wyszukują posiadaczy, którzy nie są związani z ich partią i nie są deputowanymi do lokalnego parlamentu - mówi "NYT" Zhan Zapruta, prawnik z firm Krymawtotrans, głównego przewoźnika autobusowego na półwyspie, przejętego przez milicję we wrześniu.

Krymski parlament stworzył warunki do hurtowych konfiskat w sierpniu, kiedy przyznał rządowi prawo do zajmowania nieruchomości, by podtrzymać ich "żywotność", co jest konceptem tak ogólnikowym, że prawnicy oskarżają rząd, że wymyślił go, by obejmował właściwie wszystko.

Przyjęte prawo stanowi, że rząd będzie wypłacał rekompensaty. Władze Krymu odrzucają opis ich działań jako konfiskaty, a najwyżsi jego funkcjonariusze z premierem na czele twierdzą, że to nacjonalizacja. - Nic nie zostało skonfiskowane - mówi na łamach "NYT" Włodzimierz Konstantinow, marszałek parlamentu. - To jest procedura przymusowego odkupienia.

Przy tym Konstantinow i inni przywódcy uważają, że przejmują posiadłości, które wcześniej ukradziono państwu przez nielegalne, szemrane transakcje zawierane przez ukraińskich urzędników i oligarchów. Krymskie władze przejęły także majątek oligarchów, których oskarżyły o finansowanie wojny przeciwko prorosyjskim separatystom na południowo-wschodniej Ukrainie.

Biznesmeni mieszkający na Krymie, nawet Rosjanie, także stracili swój majątek. Obecnie głównym celem tych działań jest Igor Kołomojski, główny właściciel PrivatBanku, największego banku na Ukrainie, i obecnie antyseparatystyczny gubernator Dniepropetrowska.

W końcu grudnia krymskie ministerstwo własności ziemskiej ogłosiło przetarg na 83 posiadłości, w których udziały miał Kołomojski. Na ogłoszonej przez rząd liście tych nieruchomości znalazły się hotele, biura, apartamentowce, sanatoria, a także sieć 16 stacji benzynowych.

Grudniowy komunikat głosi, że pieniądze ze sprzedaży nieruchomości trafią do budżetu Krymu i tych, którzy stracili swoje konta bankowe, kiedy PrivatBank przestał działać na Krymie w następstwie aneksji. Jednakże jeden z szefów banku, Timur Nowikow, stwierdził na łamach "NYT", że jest niemożliwe do ustalenia, wedle jakich zasad komponowano tę listę nieruchomości.

Powiedział też, że "jest to totalny bałagan". Ministerstwo Sprawiedliwości w Kijowie oświadczyło, że swój majątek straciło prawie 4 tys. ukraińskich firm i organizacji. Niektórzy prawnicy twierdzą, że te sprawy trafią do rosyjskiego Sądu Najwyższego, który ostatecznie orzeknie, czy krymskie prawo jest zgodne z konstytucją.

Wiele firm zwróciło się do sądów poza Rosją. Stwierdziły jednak, że ich sprawy stoją źle, ponieważ milicja wraz z majątkiem przejęła komputery i dokumentację prawną, skazując właścicieli na walkę o swoje prawa bez dokumentów.

Studio filmowe

Jedna z najbardziej lukratywnych nieruchomości to Studio Filmowe "Jałta", położone na działce górującej nad miastem, z pięknymi widokami na Morze Czarne. - W październiku 12 uzbrojonych mężczyzn wtargnęło do budynku administracji i zmusiło wszystkich do położenia się twarzą ku ziemi - opowiada dziennikarzom "NYT" Siergiej Arszynow, moskiewski biznesmen, posiadacz tej nieruchomości.

Był zdumiony ponieważ negocjował z władzami odsprzedaż nieruchomości. Wraz z bratem zainwestował wiele w 32-akrową nieruchomość i prowadził studio filmowe przez dziesięć lat, produkując wiele filmów i programów telewizyjnych. Władze Krymu przywołują przypadek tego studia filmowego jako przykład "kryminalnej" sprzedaży ziemi, oświadczając publicznie, że właściciel dostanie tylko ok. 100 tys. dol. rekompensaty w związku z ceną, jaką zapłacił pod rządami Ukrainy.

Arszynow twierdzi, że on i jego brat zapłacili za nieruchomość ok. 3 mln dol., a potem płacili 11 tys. dol. miesięcznie tytułem podatku od nieruchomości za główną działkę, którą urzędnicy skarbowi Ukrainy wycenili na 13 mln dol.

Arszynow twierdzi, że wraz z bratem zainwestowali w wytwórnię filmów, ponieważ ich przyjaciel kierujący rosyjskim państwowym urzędem kinematografii poprosił ich o to 15 lat temu, by ocalić wytwórnię przed bankructwem.

W pogoni za łupami zbrojne oddziały najechały tysiące przedsiębiorstw na półwyspie, wyrzucając właścicieli i ogłaszając właścicielem posiadłości władze Krymu - czytamy na łamach "New York Timesa".

Hotele i piekarnie

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Nieruchomości
Rząd przyjął program tanich kredytów. Klienci już rezerwują odpowiednie mieszkania
Nieruchomości
Wielki recykling budynków nabiera tempa. Troska o środowisko czy o portfel?
Nieruchomości
Opada gorączka, ale nie chęci
Nieruchomości
Klienci czekają w blokach startowych
Nieruchomości
Kredyty mieszkaniowe: światełko w tunelu