– Końcówka roku 2020 i rok 2021 były czasem szaleństwa zakupów, bo właśnie w nieruchomości Polacy lokowali oszczędności – mówi Tomasz Błeszyński, doradca rynku nieruchomości. Dziś zakupy stanęły, ale nie z powodu drogich mieszkań. – Ludzi nie stać na kredyt. Choć ceny ofertowe nie są wyższe niż pół roku temu ani znacząco wyższe niż pod koniec 2021 r., to warunki udzielenia kredytu są diametralnie inne – mówi Katarzyna Kuniewicz, ekspertka rynku mieszkaniowego Otodom.
Zablokowane kredyty
To wojna w Ukrainie i podwyżki stóp procentowych zablokowały dostęp do kredytów. Decydujący wpływ miała rekomendacja KNF, by przy ocenie zdolności kredytowej do bieżącej stopy procentowej banki doliczały 5 pkt proc. W efekcie Polacy stracili zdolność do zadłużania się, a nowe budowy stanęły. Według GUS w sierpniu deweloperzy rozpoczęli budowę zaledwie 5,2 tys. mieszkań, o 63 proc. mniej niż przed rokiem. I to, paradoksalnie, wywołało kolejny kryzys, bo klienci, a także dodatkowe 3 mln uchodźców, ruszyli na rynek najmu. W efekcie oferta wolnych mieszkań na wynajem spadła, według Otodom, nawet o 70 proc.
Deweloperzy ostrzegają, że gwałtowne zmniejszenie podaży mieszkań grozi kolejną katastrofą. – Zagrożone będą dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy miejsc pracy, w samej branży budowlanej i sektorach powiązanych, jak stolarka, płytki, AGD – mówi Patryk Kozierkiewicz, ekspert Polskiego Związku Firm Deweloperskich. W efekcie mieszkań będzie jeszcze mniej.
Czy rząd faktycznie może coś zrobić? – Pytanie, czy istnieją jakieś sposoby, by państwo mogło, np. gwarantując spłatę kredytu złagodzić te uciążliwe przepisy KNF, np. z 5 do 2 proc. – zastanawia się Kuniewicz. O to samo oraz powrót ulgi budowlanej apelują też deweloperzy. Eksperci zwracają uwagę na słabość rynku najmu instytucjonalnego. Obejmuje on ledwie 8,5 tys. lokali, z czego 2 tys. przypada na państwowy fundusz. Ekspansja inwestujących w mieszkania na wynajem (PRS) blokowana jest przez wysokie koszty wykonawstwa i finansowania.
—współpraca Aneta Gawrońska