Dzik z fajką pokoju

Zwierzęta łowne to w języku myśliwych zwierzyna. Czarna zwierzyna to w tymże języku dziki.

Publikacja: 08.11.2007 19:18

Dzik z fajką pokoju

Foto: Rzeczpospolita

Myśliwi wszystko nazywają po swojemu. Lubią tradycję, więc choć świat, także przyrody, się zmienia, nazwy trwają. I tak dziczy ryj, czyli świński ryj, bo dzik jest przodkiem domowej świni, to gwizd, płaski nos to tabakiera, szczecina na grzbiecie to chyb, samica to locha, samiec to odyniec, jego dolne kły to szable, a górne – fajki. Czas godowy, kiedy odyńce ostrzą szable przeciw konkurentom, to huczka. Huczka właśnie teraz, w listopadzie, się zaczyna.

[srodtytul]Przerażony zmyka[/srodtytul]

Dzik jaki jest, nie każdy widzi, bo w ogóle widzi się go przypadkiem, choć to pospolity zwierz. Zwykle nagle przemyka nam przed nosem w leśnym gąszczu, przecinając dukt, albo – co gorsza – pcha się na drodze pod samochód. Na całe życie zapamiętam tęgiego odyńca, który nagle wytoczył się z przydrożnych krzaków w światła reflektorów mojego samochodu. Na szczęście w porę zawrócił, bo okazał się inteligentniejszy niż kierowca, który nie powinien przez las jechać tak szybko.

Zderzenie z pojazdem to dziś najpoważniejsze zagrożenie ze strony czarnego zwierza. Bo poza tym ucieka on przed człowiekiem, a zaskoczony rusza w kierunku swojej najbezpieczniejszej ostoi. Może to, jak na złość, być kierunek, z którego nadchodzimy, i stąd wrażenie, że dzik nas atakuje. Tymczasem prawdziwy atak grozić nam może właściwie tylko ze strony lochy prowadzącej gromadkę dzieci, zwanych warchlakami. I to wtedy, gdy niebacznie staniemy pomiędzy nią a którąś z jej pociech. Ale to jest możliwe dopiero na wiosnę.

Tymczasem przez cały rok dziki coraz bezczelniej podchodzą do ludzkich siedzib, a tu i ówdzie biegają po ulicach, osiedlach i plażach. W takich miejscach wszakże człowiek nie poluje, a za to śmieci, więc mają dzikie świnie zarówno azyl, jak i jadłodajnię, i przestają być dzikie.

[srodtytul]Zakochana locha[/srodtytul]

Trafiły kiedyś na dziedziniec leśnej chaty mego przyjaciela Marcina Kostrzyńskiego. Niebacznie zgromadził na podwórku trochę kapusty czy buraków, przywabiając dziczą watahę. Dziki przyszły, zjadły i... zostały. Dziś regularnie około godziny 19 z lasu otaczającego posesję Marcina zaczynają dobiegać chrumkania, ciamkania i na plac wysypują się stateczne lochy w asyście rozbrykanych młodzików, a za nimi dostojnie i niespiesznie nadciągają odyńce. To już któreś z rzędu dzicze pokolenie składa wizyty w tym obejściu. Wokół żadnych zabudowań, nikt zwierzaków nie płoszy, a najmniej gospodarz, będący z nimi od lat po imieniu. Zwłaszcza że sam imiona im nadawał. Imiona, dodajmy, stanowiące charakterystykę zwierzęcia – jak to jest choćby w przypadku lochy imieniem Gryząca w Tyłek. Właściwie to nie gryzie tam swego dobroczyńcy, co najwyżej pieszczotliwie podgryza.

Odyńce, zamiast kierować ku mieszkającemu tu człowiekowi swe szable i fajki, niejako wypaliły z nim fajkę pokoju, choć jest, jak i one, niepalący. Pewna locha wiosną przynosiła mu nawet prezenty w postaci pęków świeżych roślin i chodziła za nim, wymuszając przyjęcie bukietu. Żona dobroczyńcy zaczyna być zazdrosna, a on dalej zwozi im przysmaki. Ale tylko jesienią i zimą, bo latem – wynocha na własny garnuszek! Mój przyjaciel i towarzysz bezkrwawych łowów rozumie bowiem przyrodę i wie, że dziki – zgodnie z nazwą i logiką natury – powinny zostać dzikie. Mimo że pod wieloma względami są podobne do ludzi.

[srodtytul]Błotne kąpiele[/srodtytul]

Mamy np. bardzo podobne do świńskiego uzębienie, bo jemy podobny, czyli urozmaicony, pokarm – roślinny i zwierzęcy. Zdobywanie takiego menu każe zwierzęciu rozwiązywać rozmaite problemy, co kształci ich mózgi. Stąd inteligencja świń, zarówno hodowanych na mięso, jak i dzikich.

Ale najbardziej chyba zbliża nas do świń umiłowanie higieny. Dziki uwielbiają błotne kąpiele pozwalające im pozbyć się pasożytów. Koło domu Marcina oglądałem ich wanny i łaźnie w postaci kałuż, od lat używanych. Drzewa wokół stanowią rodzaj dziczych ręczników i grzebieni, o które wycierają sierść i zarazem układają tak, jak lubią.

Doprawdy, te istoty, nazywane czarną zwierzyną i traktowane jak czarne charaktery lasu, mogłyby wkroczyć na ludzkie salony. Niedługo nadejdzie czas, gdy odyńce na widok ludzi, zamiast uciekać, będą radośnie stroszyć chyb na grzbiecie. Ani chybi...

Myśliwi wszystko nazywają po swojemu. Lubią tradycję, więc choć świat, także przyrody, się zmienia, nazwy trwają. I tak dziczy ryj, czyli świński ryj, bo dzik jest przodkiem domowej świni, to gwizd, płaski nos to tabakiera, szczecina na grzbiecie to chyb, samica to locha, samiec to odyniec, jego dolne kły to szable, a górne – fajki. Czas godowy, kiedy odyńce ostrzą szable przeciw konkurentom, to huczka. Huczka właśnie teraz, w listopadzie, się zaczyna.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
Nauka
Nowy gatunek ptasznika australijskiego. Naukowcy radzą: nie dotykać
Nauka
Badacze odbyli „podróż” do wnętrza Ziemi. Natknęli się na coś nieznanego
Nauka
Tajemniczy wulkan, który ochłodził klimat Ziemi. Naukowcy wreszcie go zlokalizowali
Nauka
Superwulkan Yellowstone: Gdzie może dojść do wybuchu? Najnowsze ustalenia naukowców
Materiał Promocyjny
Kluczowe funkcje Małej Księgowości, dla których warto ją wybrać
Nauka
Naukowcy o możliwym wybuchu potężnego wulkanu. Świat nie jest przygotowany
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego