Plastikowe butelki dla dzieci zawierające związek o nazwie bisfenol A są mimo wszystko bezpieczne – orzekł Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (European Food Safety Authority – EFSA). Wcześniej podobne oświadczenie wydała amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków (FDA). Specjaliści z obu urzędów doszli do wniosku, że znikome ilości szkodliwego związku chemicznego, na które są narażeni użytkownicy butelek, nie wystarczają, by zagrozić zdrowiu.
95 procent butelek dla niemowląt dostępnych na rynku zawiera bisfenol A
Spór o zasadność używania tej substancji do produkcji pojemników na żywność toczy się na świecie od kilku lat, o czym pisaliśmy w „Rz” w maju tego roku. Pod nazwą bisfenol A kryje się związek organiczny wchodzący w skład poliwęglanu, czyli twardego plastiku o dużej wytrzymałości i przejrzystości. Z tego właśnie tworzywa produkuje się większość butelek dla dzieci. Sęk w tym, że bisfenol A łudząco przypomina cząsteczki ludzkich hormonów i – „udając je” – z łatwością łączy się z tymi samymi receptorami w organizmie. Co gorsza, bez trudu przenika z opakowania do znajdującego się w nim pożywienia. Tym lepiej mu się to udaje, im wyższa jest temperatura jedzenia.
To właśnie postawiło ten związek pod pręgierzem naukowych zarzutów. Dowiedziono, że spożywanie go zmienia ludzki metabolizm, co może prowadzić do otyłości, chorób układu krążenia i cukrzycy, a nawet wywoływać zmiany w DNA.
Jednak według komisji naukowej EFSA znikome ilości tego związku nie mogą zaszkodzić człowiekowi. W raporcie czytamy: „Po kontakcie z bisfenolem A ludzkie ciało szybko metabolizuje i eliminuje tę substancję”. Naukowcy doszli do wniosku, że organizm noworodka bez trudu usuwa dzienną dawkę bliską 1 miligramowi na kilogram wagi ciała. Dopuszczalna dzienna dawka bisfenolu A wynosi 0,05 miligrama na kilogram wagi ciała, a więc pozostawia duży margines bezpieczeństwa.