Jeżeli nie zatrzymamy procesu globalnego ocieplenia do 2100 roku, stracimy jedną szóstą znanych nam obecnie gatunków – ostrzega prof. Mark Urban z Uniwersytetu Connecticut. Każdy dodatkowy stopień na termometrze oznacza, że wymrze ich więcej.
Szczególnie narażone są gatunki żyjące w ekosystemach o charakterystycznych, unikalnych cechach. Urban, który wyniki swoich obliczeń opublikował w ostatnim wydaniu prestiżowego magazynu naukowego „Science", wskazuje głównie na gatunki zamieszkujące Amerykę Południową, Australię i Nową Zelandię. Zagrożone są również zwierzęta funkcjonujące w unikalnych środowiskach Arktyki i Antarktyki.
Paradoksalnie to właśnie te miejsca na Ziemi są pod tym kątem najsłabiej zbadane. Naukowcy koncentrują się na Ameryce Północnej i Europie.
– Jeżeli chodzi o Australię i Nową Zelandię, to mamy do czynienia ze stosunkowo niewielkimi i odizolowanymi lądami – mówi Mark Urban. – Możliwość przesunięcia się gatunku i zajęcia nowych siedlisk po prostu nie istnieje.
Prof. Urban jest biologiem ewolucyjnym i wykładowcą ekologii. Porównał prace innych naukowców badających ten problem. O ile jednak zwykle naukowcy zajmują się jednym gatunkiem i wpływem globalnego ocieplenia na jego funkcjonowanie w jednym regionie, o tyle Urban zebrał te dane w jeden zbiór. W sumie sprawdził wyniki ze 131 prac na ten temat.
– Kiedy sprawdzimy wyniki wielu analiz, możemy skorzystać z mądrości wielu naukowców – przekonuje prof. Urban. Jego obliczenia wskazują, że jeżeli utrzyma się obecna średnia temperatura powierzchni planety, do końca stulecia wyginie ok. 3 proc. gatunków. Jeżeli wzrośnie o 3 st. Celsjusza (a według klimatologów nie jest to scenariusz niemożliwy), utracimy bezpowrotnie 8,5 proc. wszystkich znanych nam gatunków.