Poszukiwacze podwodnych zabytków od lat starali się odnaleźć to miejsce. Bezskutecznie. Niemieccy marynarze, którzy brali udział w zatapianiu okrętów albo zgodnie z rozkazem wydanym im jeszcze w Trzeciej Rzeszy milczeli, albo nie potrafili tam trafić.
Niektórzy poszukiwacze zaczęli wątpić, czy „zaginiona flota Adolfa Hitlera" – jak nazwano okręty – w ogóle istnieje. Wątpliwości te rozwiał turecki inżynier i podwodny archeolog Selcuk Kolay, który podczas swojej pracy w Niemczech trafił na trop zaginionej floty. Po odbyciu wielu rozmów z marynarzami i przebrnięciu przez tysiące starych dokumentów udało mu się dotrzeć do jednego z niemieckich kapitanów – Rudolfa Arendta. Okazało się, że 21-letni wówczas oficer sporządził mapę, na której zaznaczył miejsce, gdzie wraz z kolegami w 1944 roku zatopił okręty.
Przy pomocy mapy oraz najnowocześniejszych podwodnych radarów Kolayowi i Arendtowi udało się odnaleźć okręty. Zostały zatopione wzdłuż wybrzeża Turcji na północny wschód od Stambułu. Kolay wraz ze swoimi ludźmi dotarł już do jednego z wraków, ale dalsze nurkowanie przerwała zima. Badania zostaną wznowione wiosną.
– To fantastyczne odkrycie. Ponieważ okręty zostały zatopione przez załogę, nie są uszkodzone. Muszą więc być świetnie zachowane. Leżą poza tym na bardzo małej głębokości, co sprawia, że łatwo będzie się do nich dostać. Nie mogę się doczekać wyniku badań Kolaya – powiedział „Rz" Mike Williams, sekretarz brytyjskiego Towarzystwa Archeologii Morskiej.
Historia walk stoczonych przez Ubooty jest jeszcze bardziej fascynująca niż historia ich poszukiwań. Odnalezione okręty – U19, U20 i U23 – wcześniej służyły na Morzu Północnym, gdzie zatopiły dziesiątki brytyjskich jednostek. Kapitanem jednego z nich był nawet przez pewien czas legendarny „Cichy Otto", czyli największy niemiecki as głębin Otto Kretschmer. Zatopił on 47 alianckich jednostek.