Myśl o podboju Anglii

W 1588 r. potężna flota wysłana przez króla Hiszpanii Filipa II wypłynęła na podbój Anglii. Nosiła dumne miano Niezwyciężonej Armady nadane przez papieża Sykstusa V radującego się na myśl o pognębieniu heretyckiego Albionu. Filip II natomiast nazywał ją Armadą Szczęśliwą. Szybko okazało się, że obie nazwy były na wyrost.

Publikacja: 19.04.2012 01:01

Hiszpańska Armada płynie do Anglii, rys. Bernard Finnegan Gribble, XIX w.

Hiszpańska Armada płynie do Anglii, rys. Bernard Finnegan Gribble, XIX w.

Foto: Bridgeman Art Library, ARCHIWUM „MÓWIĄ WIEKI”

Red

19 kwietnia 2012 mija 425 lat od dnia, kiedy Francis Drake zniszczył flotę hiszpańską w Kadyksie, opóźniając przygotowania Hiszpanii do inwazji na Anglię. Przypominamy tekst z dodatku "Bitwy i wyprawy morskie" z lipca 2010

Pretekstu do inwazji dostarczyły religijne prześladowania katolików w Anglii i ścięcie w 1587 r. na rozkaz Elżbiety I byłej królowej Szkocji Marii Stuart. W rzeczywistości decydując się na podbój Anglii, Filip II chciał ukrócić ataki na zamorskie kolonie i zdobyć bazę przeciwko ogarniętym antyhiszpańskim powstaniem Niderlandom. Był mocno zaniepokojony skalą ataków przeciwko Indiom Zachodnim. Prym wiedli w nich angielscy korsarze. Początkowo czerpali zyski z przemytu, sprzedaży niewolników oraz handlu, często wymuszanego groźbą użycia siły, jednak te metody ustąpiły wkrótce miejsca aktom pospolitego piractwa zagrażającym zarówno żegludze, jak i bezpieczeństwu miast w Nowym Świecie.

Dowodem rosnącej zuchwałości Anglików był rajd Francisa Drake’a na Nombre de Dios w 1572 roku i jego grabieżcza wyprawa z użyciem ponad 20 okrętów 13 lat później – operacja morska na wielką skalę, która wstrząsnęła Hiszpanami. Drake nie osiągnął co prawda głównego celu – nie zdołał opanować Hawany i zakłócić systemu łączności i zaopatrzenia pomiędzy Indiami Zachodnimi a metropolią, zdobył jednak Santo Domingo, Cartagenę, Nombre de Dios i Panamę. Zagrożenie dla amerykańskich kolonii oraz bezpieczeństwa żeglugi, zwłaszcza flot przewożących do Hiszpanii ładunki złota i srebra, wymagało radykalnych posunięć. Opanowanie Anglii raz na zawsze zlikwidowałoby je.

Myśl o podboju Anglii stała się szczególnie bliska bezlitosnemu pacyfikatorowi Niderlandów, generałowi Farnese, księciu Parmy, oraz naczelnemu dowódcy floty Alvaro de Bazánowi, markizowi Santa Cruz. Ten ostatni z wielką energią przystąpił do planowania ogromnej ekspedycji. 360 statków transportowych osłanianych przez niemal 200 okrętów wojennych miało na pokładach przetransportować 60 tys. żołnierzy, którzy po pokonaniu przez królewską marynarkę floty angielskiej na wodach kanału La Manche mieli dokonać desantu u ujścia Tamizy.

Armia ponad 30 tys. żeglarzy była werbowana również poza Hiszpanią, głównie wśród Włochów i Portugalczyków. Budżet wyprawy szacowano na as- tronomiczną kwotę 8 – 10 mln dukatów. Dla porównania – roczny przychód skarbu królewskiego Kastylii wynosił 9 mln dukatów, a wpływy imperium osmańskiego w połowie XVI wieku nie przekraczały 7 mln. Flota miała współdziałać z 25-tysięczną armią księcia Farnese zbierającą się we Flandrii. Ponadto Hiszpanie mogli liczyć na wsparcie katolickiego stronnictwa Gwizjuszy, które sięgnęło po władzę we Francji. Jego przywódca książę Henryk obiecał przyłączyć się do desantu wraz z silnym korpusem.

Plan markiza okazał się mrzonką.

Jego autor zmarł zresztą nagle na początku 1588 roku. Ten sam los spotkał przewidzianego na jego zastępcę Marcantonia Colonnę, księcia Paliano,

który zdobył sławę w walkach z Turkami, m.in. pod Lepanto. Ostatecznie udało się wystawić o wiele mniejsze siły, lecz i tak zgromadzona przez Hiszpanów flota imponowała potęgą: 130 okrętów wojennych, w tym 22 wielkie galeony, 44 uzbrojone okręty handlowe, 23 transportowce i 43 mniejsze jed-nostki z 2431 armatami na pokładach. Zaokrętowano 8050 marynarzy, ponad 2000 wioślarzy, 20 tysięcy żołnierzy oraz liczne służby pomocnicze i 1545 ochotników. Był wśród nich słynny później dramaturg Lope de Vega, który zachwycony wielkością i – zdawało się – nieskruszoną potęgą floty wypływającej na podbój Anglii, napisał:

Sławna Armada w sztandarach u portu,

Gromada stuły czerwonej wyznawców

I drzewo wiary, u wysokich masztów

Drżą białe płótna zatkniętych proporców...

Anglia się zbroi

Groźba inwazji zjednoczyła Anglików. Na stan ich ducha wpływały raporty szpiegów, często wyolbrzymiające siły Armady, oraz informacje z Rzymu, Paryża i Amsterdamu, gdzie Filip II upublicznił wiele danych: wykazy okrętów, załóg oraz dział. Reszty dokonali szczerze nienawidzący Hiszpanów amsterdamscy drukarze; w pismach ulotnych donosili o ładowniach okrętów wypełnionych po brzegi postronkami do krępowania jeńców i wymyślnymi narzędziami tortur. Na Wyspach rozpowszechniła się plotka, jakoby najeźdźcy mieli zamiar zabić wszystkich dorosłych mężczyzn, a osierocone niemowlęta oddać do wykarmienia kilku tysiącom hiszpańskich mamek, które również miały znaleźć miejsce pod pokładami olbrzymich galeonów.

Anglicy zdawali sobie sprawę, że nie dysponują wystarczająco silną armią lądową, aby stawić czoło doskonałej piechocie, sławnym hiszpańskim tercios, gdyby wrogowi udało się wylądować na angielskiej ziemi. Całą nadzieję pokładano we flocie. Jeden z największych żeglarzy ówczesnej doby Walter Raleigh zwrócił się do Elżbiety I: – Rzeczą najważniejszą jest, aby nieprzyjaciel nasycił się swoimi wołami, nim przybędzie, aby opróżnić nasze kurniki w Kencie. Jej Królewska Mość, poza wiarą w Boga, powinna użyć w tym celu dobrych okrętów na morzu.

Przygotowania do wojny napotkały jednak na trudności. Powodem był brak środków finansowych – znana z oszczędności, by nie powiedzieć skąpstwa, królowa długo nie chciała uszczuplić państwowej szkatuły. Ostatecznie z wydatną pomocą nadmorskich miast wystawiono 197 okrętów z ponad 14 tys. marynarzy i 1540 żołnierzy. Większość jednostek miała niewielkie rozmiary i była słabo uzbrojona. Ofensywny trzon floty Jej Królewskiej Mości stanowiło 21 galeonów.

Skuteczna dywersja

Wiosną 1587 roku eskadra 33 okrętów dowodzonych przez Francisa Drake’a i Thomasa Fennera zaatakowała port w Kadyksie, gdzie gromadziły się jednostki mające uczestniczyć w inwazji na Anglię. Hiszpanie wybrali na punkt zborny Kadyks, gdyż jego port uchodził za najbezpieczniejszy i niemożliwy do zdobycia. Anglikom powiodło się jednak to zuchwałe przedsięwzięcie – wdarli się do portu i spalili aż 60 statków. Aby dopełnić klęski

Hiszpanów, zaatakowali pobliskie Sagres i zdobyli galeon „Sao Felipe”, wiozący bogaty ładunek kosztowności i korzeni. Ponadto zniszczyli 47 małych statków i 50 – 60 łodzi rybackich z materiałami dla floty Filipa II. Najbardziej dotkliwa okazała się utrata dziesiątek tysięcy suchych klepek na beczki, gdyż produkty żywnościowe oraz wino przechowywane w beczkach ze świeżego drewna szybko ulegały zepsuciu.

Brawurowy rajd na Kadyks zadał Hiszpanom bolesny cios i opóźnił o rok planowaną kampanię. Drake, zawsze skłonny do samochwalstwa, stwierdził, że podczas rajdu na Kadyks „osmalił brodę królowi Hiszpanii”.

Mniejsze znaczy lepsze

Generalnym Kapitanem Mórz i Oceanów oraz dowódcą hiszpańskiej wyprawy został Alonso Perez de Guzman, książę Medina Sidonia. Ten dziedzic jednej z największych europejskich fortun i doskonały dowódca lądowy nigdy nie dowodził flotą, w dodatku źle znosił podróże morskie. Usiłując uchylić się od dowództwa, w rozmowie z królem stwierdził, że „flota jest tak ogromna, a przedsięwzięcie takiej wagi, iż wydaje się nieszczęśliwym poniesienie odpowiedzialności za nią osobie nieposiadającej żadnego doświadczenia w prowadzeniu wojny morskiej”. Nietrudno zgadnąć, że mówił o sobie. Medina Sidonia miał jednak wokół siebie wielu doświadczonych dowódców: Juana Martineza de Recalde, Pedra i Floresa de Valdes, Martina de Bertendone, Juana Gomeza Lopeza de Medina.

Nieprzypadkowi za to byli dowódcy angielscy. Flotą dowodził Lord Admirał Charles Howard, hrabia Nottingham, znawca spraw morskich, a jego zastępcą został Francis Drake. Obok nich do walki przystępowali inni sławni angielscy żeglarze: Martin Frobisher, John Hawkins, Walter Raleigh.

Oprócz świetnej kadry dowódczej o sile angielskiej floty decydowali puszkarze – doskonale wyszkolone obsługi armat. Na nieszczęście dla Hiszpanów mające mniejszy kaliber i odrzut angielskie działa były znacznie bardziej szybkostrzelne od tych, jakie miała na pokładach Niezwyciężona Armada. Również okręty Drake’a i spółki górowały nad hiszpańskimi. Były mniejsze, ale dzięki świetnemu wyważeniu i niewielkiemu zanurzeniu dużo zwrotniejsze. Oddajmy jeszcze raz głos Walterowi Raleighowi: „Największe okręty są najmniej użyteczne, mają głębokie zanurzenie i są niezwykle kosztowne (...), ponadto są mniej zwrotne (...). Grando navio, grande fatiga – jak mówią Hiszpanie. Sześciusettonowy okręt uniesie tyleż dział co tysiąctonowy, a (...) mniejszy zdąży się obrócić dwa razy wokół burty, nim większy obróci się raz”.

Na wodach La Manche

Niezwyciężona Armada wypłynęła z Lizbony 9 maja, biorąc kurs na wybrzeża Flandrii, gdzie oczekiwała na zaokrętowanie licząca 31 tys. żołnierzy armia inwazyjna księcia Parmy. Szybko jednak flota uległa rozproszeniu z powodu gwałtownej burzy. Dopiero po dwóch miesiącach udało się jej ponownie zebrać na wysokości La Coruni. Niespodziewane kłopoty Hiszpanów uspokoiły Anglików. Królowa była skłonna uwierzyć, że wróg zrezygnował ze swoich planów. Miała zamiar rozpuścić część załóg i dopiero zdecydowana interwencja Lorda Admirała zapobiegła przedwczesnej demobilizacji.

Flota hiszpańska ponownie wyszła w morze 22 lipca i po tygodniu wpłynęła na wody kanału La Manche. Jako pierwszy wieści o Armadzie przywiózł do Plymouth kapitan Thomas Flemyng. Anglicy postanowili natychmiast opuścić ten port, obawiając się, że okręty zostaną w nim zablokowane. Niesprzyjająca bryza mocno utrudniła im wyjście w morze i gdy 31 lipca pod Plymouth pojawili się Hiszpanie, otworzyła się przed nimi nieoczekiwana szansa zmuszenia wroga do bitwy i rozstrzygnięcia jej za pomocą taktyki abordażowej. Pomimo nalegań podwładnych Medina Sidonia nie zdecydował się jednak na atak. Był przekonany, że „wróg, posiadając okręty tak zwinne i tak doskonale sterowne, mógł czynić z nimi wszystko, czego tylko zapragnął”, a ponadto nie chciał naruszyć zaleceń króla. Anglicy umknęli. Armada utraciła dwa galeony, w tym przewożący skarbiec „San Salvador”.

Za wpływającymi w głąb kanału La Manche Hiszpanami podążyły jednostki angielskie.

Wiceadmirał korsarzem

1 sierpnia doszło do zdarzenia, które doskonale ukazywało prawdziwą naturę Francisa Drake’a. Miał on płynąć na czele floty i zapaloną na rufie latarnią wskazywać jej drogę. Tymczasem rankiem jego okręt „Revenge” odnalazł się nie przed rozproszoną w nocy angielską flotą, lecz daleko za nią. Dostrzeżono go w pobliżu potężnego galeonu „Nuestra Senora del Rosario”, który poprzedniego dnia złamał bukszpryt oraz fokmaszt i unieruchomiony kołysał się na falach. Drake zażądał od hiszpańskiego kapitana Pedra de Valdesa poddania się, co początkowo spotkało się z kategoryczną odmową. Hiszpański grand, któremu nie uśmiechała się honorowa śmierć, szybko zmienił jednak zdanie i wywiesił białą flagę. Wspominał później: „Po zapewnieniach o dobrym traktowaniu (...) wszedłem na pokład, gdzie mnie poprosił, aby omówić warunki naszego poddania się. Najlepszym rezultatem, jaki dał się uzyskać z tych rokowań, było bezpieczeństwo naszego życia i uprzejme obchodzenie się z nami, na co dał nam rękę i słowo dżentelmena i obiecał, że potraktuje nas lepiej niż kogokolwiek innego, kto trafi w jego ręce, i będzie zabiegał o to, aby królowa podobnie postępowała; wtedy, uznając to za nasz ostatni i najlepszy środek ratunku, pomyślałem, że dobrze będzie przyjąć jego propozycję”. Filip II zapewne czytał tę pełną duserów pod adresem wroga relację z politowaniem.

Nie jest pewne, jakie łupy wyniesiono z ładowni „Nuestra Senora del Rosario”. Wedle relacji Hiszpanów galeon wiózł 20 – 25 tys. złotych dukatów, a oprócz nich srebra, pieniądze i rzeczy osobiste oficerów. Wiele skrzyń z kosztownościami i dukatami zniknęło – do skarbca Elżbiety I dotarła zaledwie połowa. Resztę skarbu zagarnął Drake, który spotkał się z ciężkimi zarzutami innych oficerów wytykających mu chciwość, a przede wszystkim niesubordynację wynikającą z postawienia interesu prywatnego ponad interesem floty. Szczególnie zajadle zaatakował go Martin Frobisher.

Wkrótce jednak zapomniano o animozjach. Dzień później Hiszpanom nadarzyła się kolejna okazja do ataku, gdy od sił głównych odłączyło się pięć okrętów Frobishera. Gwałtowna bitwa, podczas której Frobisherowi z pomocą przyszli Drake i Howard, mocno wyczerpała obie strony, które zużyły większość zapasów kul i prochu.

W potyczkach, do jakich doszło 4 i 6 sierpnia, Armada utraciła kolejne okręty: „Santa Ana” Martineza de Recalde i „San Lorenzo” oraz resztki zapasów kul. 7 sierpnia Hiszpanie pojawili się w okolicy Calais, niedaleko miejsca, gdzie miało nastąpić spotkanie z armią księcia Farnese. Wobec działań niderlandzkich powstańców i przeciwnych wiatrów mogło to jednak nastąpić dopiero w końcu sierpnia.

Atak branderów

Zakotwiczone na przybrzeżnych wodach Francji okręty hiszpańskie Anglicy postanowili podstępem wywabić na otwarte morze i tam podjąć próbę ich zniszczenia. Nocą 8 sierpnia w kierunku floty hiszpańskiej lord Howard skierował osiem branderów – statków wypełnionych prochem i materiałami łatwopalnymi, które podpalano i wykorzystując sprzyjający wiatr spychano na przeciwnika. Ich pojawienie się wywołało nieopisany popłoch. Okręty Mediny Sidonii w pośpiechu podnosiły kotwice i jeden po drugim opuszczały kotwicowisko. Ostrzał z angielskich armat jeszcze zwiększał zamieszanie i spowodował dotkliwe straty u Hiszpanów.

Po bitwie kapitan Winter napisał w raporcie: „Wielkie im uczyniono zniszczenie i szkody (...); z mojego statku wystrzelono 500 pocisków z półarmaty, kulewryny i półkulewryny, i strzelając z armat, nigdy nie wyszedłem poza zasięg ich arkebuzów, a najczęściej mogliśmy słyszeć ich głosy. I na pewno wszyscy dobrze się sprawili (...) rzeź i szkody ich były wielkie, jak czas pokaże, a gdy wszyscy byli wyczerpani i nie mieliśmy już nabojów ani amunicji na niektórych statkach, przerwaliśmy ostrzał i ruszyliśmy za wrogiem”.

Wiele angielskich okrętów miało usz-kodzenia, ale żaden nie został unieruchomiony. „Revenge” otrzymał wiele trafień i wymagał nowego grotmasztu. Brak większych strat przypisywano powszechnie panującej w marynarce hiszpańskiej technice artyleryjskiej, która nie przewidywała stosowania powtarzalności salw całoburtowych, w czym ćwiczone były załogi angielskie.

Myśliwy staje się zwierzyną

Płynące w rozproszeniu okręty Niezwyciężonej Armady stały się wkrótce łatwym łupem dla Anglików. Pod Gravelines Drake nie pozwolił im na odtworzenie szyku i odepchnął od wybrzeża. Doszło do wymiany ognia, w której Hiszpanie byli bez szans, gdyż zabrakło im amunicji. Na kule armatnie mogli odpowiadać jedynie ogniem z muszkietów i arkebuzów. Howard, czujny i chłodno kalkulujący szanse, powstrzymał podkomendnych przed abordażem, obawiając się, że nierozważny krok (w walce na pokładach przewagę mieliby Hiszpanie) „naraziłby na znaczne niebezpieczeństwo całą Anglię”. Na dno poszły dwa galeony i galeas, kilka okrętów zostało uszkodzonych. Za cenę kilkudziesięciu ludzi Anglicy wyeliminowali z walki 1500 Hiszpanów, a polowanie na coraz bardziej słabnącego wroga dopiero się rozpoczynało.

Bitwa pod Gravelines przekreśliła zarówno plany inwazyjne Hiszpanów, jak i możliwość wycofania się tą samą drogą ze względu na brak amunicji i przeciwne wiatry. Medina Sidonia podjął decyzję o powrocie do kraju wokół Wysp Brytyjskich i Orkadów. Okazała się ona fatalna w skutkach, choć Anglicy, którzy płynęli w trop za Armadą jedynie do przylądka Firth of Forth w Szkocji, zaprzestali ataków, odczuwając również bardzo dotkliwie brak amunicji i krańcowe wyczerpanie. Uszkodzone, porozbijane w starciach okręty hiszpańskie zaczęły tonąć podczas sztormów, wpływać na mielizny i rozbijać się o nieznane ich nawigatorom brzegi. U wybrzeży Irlandii zatonęło 25 okrętów. Galeas „Girona” mający na pokładzie 1300 ludzi, głównie rozbitków z innych jednostek, poszedł niemal ze wszystkimi na dno. Straszliwy bywał los rozbitków, którzy dostali się na brzeg. Ginęli z rąk Anglików, a czasem także swych religijnych pobratymców Szkotów i Irlandczyków. Bywało, że poddawano ich najbardziej wymyślnym torturom.

Wziętą do niewoli załogę okrętu „Nuestra Senora del Secorro”, który szukał schronienia u wybrzeży irlandzkiego hrabstwa Kerry, żona miejscowego szeryfa lady Margaret Denny kazała powiesić, ponieważ „nie było gdzie ich trzymać”. Równie bezwzględnie obeszli się Anglicy z trzystoma hiszpańskimi jeńcami w Galway: zamordowano ich z zimną krwią i pozostawiono by ich zwłoki na pastwę losu, gdyby nie irlandzkie kobiety, które zajęły się pochówkiem. To właśnie prości Irlandczycy oraz Szkoci byli jedyną nadzieją rozbitków na przeżycie. Lord gubernator

Irlandii napisał, że „miejscowa ludność tak ratuje i ukrywa (Hiszpanów), że wytępienie ich będzie wymagało długiego czasu i wielu trudów”.

Do zbawczych portów na Półwyspie Iberyjskim dotarło zaledwie 65 okrętów, głównie galeony. W końcu września do Santander dopłynął okręt flagowy Mediny Sidonii „San Martin”. Na jego pokładzie zmarło niemal 200 ludzi, a dumnie prezentujący się niegdyś żaglowiec wyglądał niczym widmo. Książę powrócił z wyprawy w stanie przypominającym jego nieszczęsną flotę

– dyzenteria i gorączka zmieniły go w żywy szkielet. Z pokładu został zniesiony na noszach. Dopiero po kilku miesiącach wykurował się na tyle, że mógł normalnie chodzić i wsiadać na konia. W powszechnej opinii był odpowiedzialny za klęskę Niezwyciężonej Armady i nikt nie zastanawiał się, jak wiele okrętów uratował mimo ekstremalnie niesprzyjających warunków.

Z Santander przesłał władcy raport, w którym znalazło się zdanie: „Bóg rozstrzygnął bieg rzeczy inaczej niż byśmy sobie tego życzyli”.

Bilans strat Hiszpanów był porażający. Niezwyciężona Armada utraciła 59 okrętów, z czego jedynie pięć w walce. Zginęło ok. 20 tys. marynarzy i żołnierzy. Liczba ta miała się jeszcze powiększyć o setki zmarłych z powodu wycieńczenia i ran (w październiku wyzionął ducha wyczerpany trudami wyprawy Juan Martinez de Recalde). Na tym tle straty Anglików były zdumiewająco niskie: kilka statków wykorzystanych jako brandery i mniej niż 100 zabitych i rannych (kilka tysięcy zmarło jednak rychło z chorób i wyczerpania).

Królewska hojność

Filip II przyjął klęskę z godnością. Miał stwierdzić: „Wysłałem moją flotę, aby walczyła z ludźmi, a nie z żywiołami”, i poza jednym wyjątkiem nie ukarał swoich dowódców. Owym ukaranym był Pedro de Valdés, który za oddanie bez walki okrętu Drake’owi pod presją wzburzonej opinii publicznej został na pewien czas wtrącony do więzienia. Poddani arcykatolickiego króla przeżywali katastrofę o wiele mocniej. Jeden z mnichów przebywających u boku monarchy stwierdził, że klęska floty jest nieszczęściem, „nad którym płakać będziemy przez wieki, (...) pozbawiło nas bowiem szacunku i dobrej sławy, jaką cieszyliśmy się dotychczas wśród wojowniczych narodów (...). Wszędzie w Hiszpanii wzbudziło to niezwykłe uczucie (...). Cała prawie przywdziała żałobę (...). Ludzie nie mówili o niczym innym...”.

Elżbieta I natomiast zapomniała o wiernych marynarzach, którzy z takim oddaniem walczyli o jej tron. Wielu rannych i chorych zmarło już na ojczystym brzegu. Mimo to zwycięska Anglia poczuła swoją moc i już wkrótce miała sięgnąć po władztwo na morzach i oceanach. Klęska Niezwyciężonej Armady, choć nie pozbawiła Hiszpanii miana najpotężniejszego europejskiego mocarstwa, stanowiła symboliczny kres jej morskiej potęgi.

Nie chciał tego dostrzec jej ambitny władca. Filip II, pragnąc wziąć odwet na nieugiętych Wyspiarzach i pomścić bolesną porażkę swojej floty, jeszcze kilka razy szykował się do podboju Anglii. We Włoszech złożył zamówienie na 40 nowoczesnych galeonów, które miały stanowić trzon kolejnej armady. Jego plany krzyżowała jednak przyroda lub niespodziewany wypad Anglików. W 1590 roku potężny sztorm zniszczył 70 ze 120 hiszpańskich statków i okrętów zakotwiczonych na Azorach. Kiedy sześć lat później Hiszpanie opanowali Calais i podjęli przygotowania do inwazji, Anglicy, podobnie jak przed dziewięciu laty, wespół z Holendrami zaatakowali Kadyks, gdzie zbierała się nieprzyjacielska flota. Książę Medina Sidonia, jako gubernator prowincji, wydał wówczas heroiczny rozkaz spalenia floty skarbowej, aby w ręce napastników nie dostała się niewyobrażalna suma 20 mln dukatów. Jesienią tego samego roku potężny sztorm w Zatoce Biskajskiej zatopił 25 hisz-pańskich okrętów wchodzących w skład floty admirała Martina de Padilli.

Król nie chciał uznać wyroków opatrzności i kilka miesięcy później wystawił kolejną flotę. Okoliczności mu sprzyjały, gdyż angielskie okręty opuściły kanał La Manche, poszukując wroga w okolicy Azorów. Tym razem armada liczyła 60 okrętów wojennych i 100 transportowców z 14 tysiącami żołnierzy. I znów na straży Albionu stanęła sztormowa aura; hiszpańska flota została rozproszona i nie zdołała wysadzić desantu na angielskich plażach. Filip II zmarł niedługo potem, a żaden z jego następców nie poważył się zaatakować Anglii.

Tekst z dodatku "Bitwy i wyprawy morskie"

z lipca 2010

19 kwietnia 2012 mija 425 lat od dnia, kiedy Francis Drake zniszczył flotę hiszpańską w Kadyksie, opóźniając przygotowania Hiszpanii do inwazji na Anglię. Przypominamy tekst z dodatku "Bitwy i wyprawy morskie" z lipca 2010

Pretekstu do inwazji dostarczyły religijne prześladowania katolików w Anglii i ścięcie w 1587 r. na rozkaz Elżbiety I byłej królowej Szkocji Marii Stuart. W rzeczywistości decydując się na podbój Anglii, Filip II chciał ukrócić ataki na zamorskie kolonie i zdobyć bazę przeciwko ogarniętym antyhiszpańskim powstaniem Niderlandom. Był mocno zaniepokojony skalą ataków przeciwko Indiom Zachodnim. Prym wiedli w nich angielscy korsarze. Początkowo czerpali zyski z przemytu, sprzedaży niewolników oraz handlu, często wymuszanego groźbą użycia siły, jednak te metody ustąpiły wkrótce miejsca aktom pospolitego piractwa zagrażającym zarówno żegludze, jak i bezpieczeństwu miast w Nowym Świecie.

Pozostało 96% artykułu
Nauka
Najkrótszy dzień i najdłuższa noc w 2024 roku. Kiedy wypada przesilenie zimowe?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Nauka
Pełnia Księżyca w grudniu. Zimny Księżyc będzie wyjątkowy, bo trwa wielkie przesilenie księżycowe
Nauka
W organizmach delfinów znaleziono uzależniający fentanyl
Nauka
Orki kontra „największa ryba świata”. Naukowcy ujawniają zabójczą taktykę polowania
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Nauka
Radar NASA wychwycił „opuszczone miasto” na Grenlandii. Jego istnienie zagraża środowisku