Według najnowszych danych na cukrzycę cierpi 3 mln Polaków. Ponad 700 tys. nie jest leczonych. Zakłada się, że około miliona osób jest na pograniczu choroby i już powinny być pod kontrolą lekarza. 800 tys. nie wie, że choruje.
Koszty leczenia cukrzycy i jej powikłań rosną w takim tempie, że wkrótce staną się realnym problemem dla systemów ochrony zdrowia. Ostrożne prognozy mówią, że w roku 2030 będziemy mieli 3,5 mln chorych. W 2012 roku na leczenie cukrzycy i jej następstw wydaliśmy ponad 430 mln zł, do tego dochodzi prawie 800 mln z tytułu rent i niezdolności do pracy.
Często przez wiele miesięcy pacjent nie wie, że choroba się rozwija. Senność, zmęczenie, oddawanie dużej ilości moczu, zwiększone pragnienie początkowo są lekceważone i niekojarzone z zaburzeniami. Na początkowym etapie choroby można sobie z nią radzić dietą i zwiększoną aktywnością fizyczną, ale zwykle już od chwili rozpoznania stosuje się leki. Na późniejszym etapie konieczne są dwa lub trzy leki jednocześnie, a gdy one już nie skutkują, pojawia się konieczność podawania insuliny.
Mechanizm jest prosty: trzustka przestaje produkować insulinę albo produkuje jej za mało lub komórki nie reagują na insulinę właściwie. Leczenie cukrzycy zastrzykami wiąże się z występowaniem niezwykle groźnych niedocukrzeń.
– Proszę sobie wyobrazić stomatologa – opowiada dr Grzegorz Dzida z Katedry i Kliniki Chorób Wewnętrznych UM w Lublinie – któremu w czasie pracy nagle zaczynają się trząść ręce i w głowie się mąci. Gra powinna iść o to, żeby tak prowadzić leczenie pacjenta, aby konieczność włączenia insuliny pojawiła się jak najpóźniej. Dla chorych konieczność pomiaru cukru i wielokrotnych wstrzyknięć nie jest ani prosta, ani miła. Często powoduje, że choroba nie jest kontrolowana.