Foo Fighters w Polsce pokazało swoją siłę podczas koncertu na Open’erze w 2017 r. Nawet ci, którzy mieli dystans do tej formacji, musieli w końcu ulec pozytywnej energii Dave Grohla i jego kolegów. Lider Foo Fighters definiuje to tak:
– Kiedy wychodzimy na scenę, kocham to, że możemy stworzyć z wszystkimi fanami wspólnotę, chórem śpiewając refren, niezależnie od tego, czy jest to piosenka taka jak „My Hero”, „Best of You”, „Everlong”, „Learn to Fly”. Kiedy gramy te przeboje, 100 tys. ludzi śpiewa razem, a nie ma teraz wielu rzeczy w życiu, które łączą nas w taki sposób. Dzielą nas przecież różne dziedziny życia – polityka, religia, a kiedy grasz piosenkę, którą wszyscy śpiewają, dajesz energię i przyjmujesz ją z wdzięcznością.
Czytaj więcej
Tegoroczna lista gwiazd Open’era – Radiohead, Foo Fighters, The Weeknd i The XX – zapiera dech w piersiach. A to nie wszystko.
Jej codzienna dawka sprawia, że można z uśmiechem na ustach zacząć najgorszy dzień. Takich dni Grohl miał w życiu co najmniej kilka. Z pewnością to czas śmierci Kurta Cobaina, z którym współtworzył Nirvanę, jeden z najbardziej wpływowych zespołów ostatnich dekad. Dave od początku jednak odstawał od aury kolegów z tria. Gdy Cobain brnął w heroinę, zaś Kris Novoselic w alkohol – Grohl chciał zachować życiowy optymizm. Kiedy Nirvana zaczęła mieć kłopoty, pod pseudonimem Late! wydał kasetę „Pocketwatch”, nagrywając partie wszystkich instrumentów. To było jeszcze przed premierą „In Utero”, kiedy Nirvana po raz ostatni zebrała siły do nagrania studyjnego albumu.
Po śmierci Cobaina Grohl pomimo szoku nie załamał się. Z początku zastanawiał się, czy nie kontynuować kariery w nowym zespole z Novoselicem. Obaj uznali jednak, że nie będą uprawiać muzycznej nekrofilii. Zmienił w swoim życiu prawie wszystko: zza perkusji przesiadł się na miejsce lidera z gitarą w ręku, przejmując także główne miejsce za mikrofonem. Wyszedł z cienia Cobaina, mówiąc: nie chcę patrzeć we wsteczne lusterko.