Nadawca publiczny w sytuacji nadciągającego kryzysu sobie po prostu nie radzi. Oglądalność obu kanałów łącznie spadła o 11 proc. Udział w rynku w ciągu roku skurczył się z 27,2 do 24,1 proc. Wiadomo, że pieniądze reklamodawców idą za widzem, a widz z telewizji publicznej ucieka. Ucieka nie dlatego, że TVP gwałtownie zmieniła swój profil programowy na edukacyjny, ambitny czy misyjny. Ucieka dlatego, że niestabilność zarządzania tą instytucją właśnie teraz odbija się na jej atrakcyjności programowej. Program we wszystkich stacjach telewizyjnych planuje się i zamawia z dwuletnim wyprzedzeniem. Telewizja jak żaden inny biznes wymaga planowania i stabilności. Publiczny nadawca nie spełnia tego fundamentalnego wymogu. W efekcie sprzedane zasoby reklamowe głównych kanałów telewizji publicznej skurczyły się w pierwszej połowie tego roku o 21 proc. I jest jak zawsze – jak trwoga to do... podatnika. Nie starcza pieniędzy na pensje, tniemy program i grozimy rządowi niewypłacalnością. A jest to groźba realna. Żaden polski rząd nie pozwoli sobie na bankructwo i likwidacje TVP. Telewizja publiczna to święte cielę. Bankructwo TVP jest po prostu politycznie niemożliwe i prezes Braun świetnie zdaje sobie z tego sprawę.
Długo zapowiadana ustawa medialna nie tylko nie ujrzała światła dziennego, ale nawet nie wiadomo, na czym ma polegać
Głównym zarzutem wobec rządu w tej kwestii jest bezczynność. Długo zapowiadana ustawa medialna nie tylko nie ujrzała światła dziennego, ale nawet nie wiadomo, na czym ma polegać. Prawda jest brutalna – rząd jest w lesie. W sprawie mediów publicznych przez ostatnie lata wbrew zapowiedziom nie zrobiono nic i nic nie wskazuje na to, że rząd zrobi cokolwiek w najbliższym czasie. Paradoksalnie uważam, że to dobrze. Bardzo dobrze. W medycynie chore tkanki leczy się przez zamrażanie lub po prostu głodem. Zaniedbania rządu w sprawie finansowania mediów publicznych dały podobny skutek. Zaniedbania te sprowadzają się do wstrzymania się od realizacji jednego i tego samego postulatu zarządu telewizji publicznej co zawsze – dajcie więcej pieniędzy.
Czy mamy gorszą ofertę programową z punktu widzenia realizacji misji publicznej niż cztery lata temu? Śmiem wątpić. Czy misji jest w telewizji mniej? Raczej nieco więcej. Czy wydatki TVP zostały ograniczone? Tak! I to o 500 mln zł, jedną trzecią budżetu. 20 mln zł zysku (2010) czy 80 mln zł straty (2012) to sumy z punktu widzenia budżetu państwa symboliczne. Ograniczenie wydatków o pół miliarda już taką symboliczną sumą nie jest. Drastyczna kuracja odchudzająca przynosi w końcu efekty. Liczba zatrudnionych po raz pierwszy w historii zmalała do 3600 i choć o rząd wielkości różni się od poziomu zatrudnienia w komercyjnych konkurentach, TVP powoli i systematycznie zbliża się do strefy racjonalności. Analiza przychodów i kosztów telewizji publicznej mówi jedno – TVP może utrzymać się bez abonamentu. Wystarczyłoby przecież, by na kurczącym się rynku w ciągu tego roku utrzymała swoje udziały w widowni i wynik finansowy bez dalszych niezbędnych skądinąd cięć byłby pozytywny! Morał z tej bajki jest prosty – nie zajmujmy się ustawą medialną. Prezes TVP powinien umieć poradzić sobie sam. Zostawmy telewizję publiczną w spokoju. Jest jeszcze dużo kosztów do obcięcia. Stabilność zarządzania tą instytucją wyjdzie jej jedynie na dobre. Włączając w to jasną deklarację o tym, że na dodatkowe środki liczyć nie może. Panie ministrze Boni, niech się Pan nie spieszy!
Jak finansować TVP
Z trzech wyżej opisanych modeli finansowania mediów publicznych dwa są moim zdaniem realne. TVP bez reklam finansowana z podatku nałożonego na prywatnych nadawców to po prostu mrzonka. Cały rynek reklamy telewizyjnej w Polsce to około 3,7 mld zł. Telewizja publiczna ma w nim 30-proc. udział. Rynek ten jest całkowicie nasycony. Wszystkie telewizje sprzedają blisko 100 proc. swoich zasobów. Nie ma na rynku więcej czasu reklamowego do sprzedania. W klasycznym modelu równowagi ograniczenie podaży powinno skutkować proporcjonalnym wzrostem ceny. Reklamodawcy o tyle więcej w czasach kryzysu nie zapłacą. Rynek reklamy telewizyjnej gwałtownie się skurczy. To nie są gwarantowane pieniądze, które można przełożyć z reklamy w TVP w podatek na rzecz TVP ściągany za pośrednictwem stacji komercyjnych, które zarobią proporcjonalnie więcej w wyniku ograniczenia podaży. Ten wzrost, choć niewątpliwy, będzie nieproporcjonalnie mniejszy. Jednocześnie rynek reklamy telewizyjnej nie funkcjonuje w próżni. Reklama w Internecie jest dla niego bardzo realną i coraz ciekawszą alternatywą. Wzrost cen reklamy telewizyjnej będzie miał niewątpliwie jeden łatwo przewidywalny efekt – Google zarobi na reklamie w serwisie YouTube wielokrotnie więcej. Już dziś YouTube to piąta największa „stacja telewizyjna" w Polsce. W przypadku realizacji tego wariantu reformy mediów publicznych będzie prędzej czy później pierwszą. Czy to jest intencją Pana resortu? Jeśli tak, droga wolna. Jest to jednak droga ślepa. Nawet przy założeniu, utopijnym, że pieniądze z rynku telewizyjnego w wyniku tej legislacyjnej operacji nie wypłyną, to i tak suma wpływów z realokowanych budżetów reklamowych z mediów publicznych do prywatnych nie wystarczy, by skompensować straty TVP z obu źródeł abonamentu i reklamy.
Wariant drugi – powszechna opłata medialna pobierana ze wszystkich gospodarstw domowych. To rozwiązanie jest proste jak każdy nowy podatek. Wystarczy podzielić sumę roszczeń czy potrzeb danej instytucji publicznej, w tym wypadku TVP, na 13 milionów gospodarstw domowych i tyle. Rozwiązanie proste, łatwe i brutalne. Brutalne, bo liczba gospodarstw domowych posiadających odbiornik telewizyjny stale się kurczy. Już dziś 7 proc. Polaków nie posiada odbiornika telewizyjnego. Telewizja to medium odchodzące w przeszłość. Panie ministrze, programu cyfryzacji Polski z projektem powszechnej opłaty medialnej nie dla się pogodzić! Kryzys 2008 r. pogrążył prasę jako medium reklamowe. Nadchodzący kryzys pogrąży telewizję.