Listy informujące o zmianie zasad ujwaniania informacji od zastępcy prokuratora generalnego Jamesa Cole'a wysłano do takich spółek jak for Facebook, Google, LinkedIn, Microsoft i Yahoo. Firmy internetowe zabiegały o uchylenie klauzul tajności w obawie o swój wizerunek. O pełną jawność walczyły także organizacje broniące praw obywatelskich.
Według nowych wytycznych, opinia publiczna wciąż nie będzie mogła poznać wszystkich szczegółów działań służb zajmujących się inwigilacją zawartości internetu. Ale firmy internetowe i i telekomunikacyjne będą mogły podawać w przybliżeniu liczbę osób, których dane przekazano władzom na postawie dyrektyw dotyczących bezpieczeństwa narodowego. Sprawozdania muszą być jednak publikowane z półrocznym opóźnieniem i obejmować dane zbiorcze za okres sześciomiesięczny. Liczby powinny być zaokrąglane do 250 lub pełnych tysięcy.
Mimo tych ograniczeń, nowe procedury oznaczają duży postęp. Do tej pory wszystkie szczegóły działań służb federalnych były objęte klauzulą tajności. Tymczasem firmy internetowe znajdowały się pod presją użytkowników sieci, obawiających się o swoją prywatność.
Z pierwszych reakcji wynika, że władzom federalnym przekazywano do tej pory stosunkowo mało informacji. Apple, który jako pierwszy zareagował na zmianę procedur, poinformował, że w pierwszym półroczu 2013 roku liczba rządowych nakazów mieściła się między 0 a 249 i dotyczyła liczby kont klientów także w przedziale od 0 do 249. "Bardzo cieszymy się, że administracja podjęła kroki zmierzające do zwiększenia przejrzystości działań" – oświadczyła rzeczniczka spółki Kristin Huguet.
Inne firmy internetowe nie opublikowały jeszcze danych, ale także wyraziły zadowolenie z decyzji Departamentu Sprawiedliwości.