„Trzy razy o świcie" to trzy nowele, które łączy para bohaterów, ale za każdym razem spotykają się w różnym wieku i sytuacji życiowej. Raz on jest chłopcem, ona kobietą dojrzałą, innym razem jest odwrotnie. Za trzecim razem są rówieśnikami. To literacka gra zręcznościowa czy manifest przypadkowości życia?
To oczywiście zabawa literacka, trudna technicznie, ale wypełniłem ją wieloma tematami wcale niebłahymi. Jednym z nich jest spotkanie z drugim człowiekiem, dużo bardziej skomplikowane zagadnienie, niż nam się wydaje. Kiedy się spotykamy, to prawdopodobnie już kiedyś się spotkaliśmy i będziemy się już zawsze spotykać. Spotkanie, choćby przypadkowe, wiąże nas z innym, chcemy tego czy nie.
Drugi temat, który dominuje u pana, to dom.
Książka jest wręcz zadedykowana, ale nie samemu domowi, tylko raczej jego poczuciu. Bo dom to nie jest tylko budowla architektoniczna. Dom to jednocześnie miejsce w naszej duszy. Właśnie słowo casa (wł. dom) najczęściej się powtarza w książce: wrócić do domu, stworzyć dom.
Akcja rozgrywa się za każdym razem w tym samym hotelu.