Po siedmiu latach od wydania przez Iskry pierwszego tomu „Wielkiej encyklopedii rocka”, autorskiego dzieła Wiesława Weissa, ukazał się tom drugi. Tym samym praca dobrnęła do litery K i już wiadomo, że nie zmieści się w planowanych trzech tomach. Będą tomy cztery: trzeci – od litery L do R, i czwarty – od S do Z.
Zdaję sobie sprawę, że opracowanie i napisanie tak wielkiej pracy przez jednego człowieka to zadanie gigantyczne, tym większy podziw należy się autorowi, znawcy muzyki rockowej, redaktorowi naczelnemu pisma „Tylko rock”. Niemniej jednak wypada się zastanowić, czy „Wielka encyklopedia rocka” nie stanie się encyklopedycznymi „Powązkami”. Już dziś niemała część haseł dotyczy nieistniejących zespołów, a w najlepszym razie tych, które określamy jako dinozaury rocka. Wielu muzyków, o których czytamy, zbliża się do schyłku życia, nie mówiąc o tych, którzy zmarli. Wyobrażam sobie muzycznych fanów za ileś tam lat, gdy edycja „Wielkiej encyklopedii rocka” wreszcie zostanie zamknięta: czy znajdą się w niej te hasła, których będą szukać? Ale też potrafię sobie wyobrazić kolejne suplementy do dzieła.
Pierwszy tom encyklopedii Wiesława Weissa sprawił mi dużą satysfakcję, także czytelniczą, gdyż niektóre z haseł poświęcone najwybitniejszym postaciom w dziejach muzyki rockowej przybierały formę całych rozdziałów, niepostrzeżenie przechodząc od not informacyjnych do form eseistycznych, choć wartość poznawcza była w nich zawsze na pierwszym miejscu. Ale dość powiedzieć, że hasło „The Beatles” liczyło, jak pisał autor, ponad 70 stron maszynopisu.
Nic dziwnego, że encyklopedyczne tomy są opasłe. Pierwszy miał 936 stron (formatu A4) i ponad 950 haseł, drugi ma 983 strony, ale już znacznie mniej haseł, nieco ponad 630. Dlaczego? Jest to efekt działania Internetu, dzięki któremu autor mógł dotrzeć do nieznanych mu wcześniej, nieprzeznaczonych do wydania nagrań, rejestracji koncertowych, przeróżnych białych kruków czarnego, przepraszam – srebrnego krążka.
Przypomnę, że Wiesław Weiss nie uwzględnia w swej encyklopedii polskich artystów, choć nie ogranicza się do rocka anglo-amerykańskiego. Na przykład w tomie drugim znalazło się miejsce dla grup: australijskich (The Go-Between), fińskich (HIM), francuskich (Gong), holenderskich (Golden Earrings), kanadyjskich (Guess Who), niemieckich (Guano Apes), szwedzkich (The Hives), a nawet izraelskich (Jericho Jones).