U przeciętnego turysty, nawet zainteresowanego historią i sztuką, Francja budzi wiele skojarzeń: niezbyt udane rządy Henryka Walezego „naprawiła” piękna królowa Marysieńka; króla Stasia Leszczyńskiego bardzo cenili jego poddani w księstwie Lotaryngii; nasi szwoleżerowie w służbie Napoleona zapisali chwalebną kartę, podobnie jak później żołnierze II Korpusu walczący na francuskiej ziemi; a Chopin, a Norwid, a Mickiewicz... Sporo tego, ale autorka pokazuje, że to zaledwie czubek góry lodowej: z Francją jesteśmy związani od wieków na tysiące sposobów.

Książka Barbary Stettner-Stefańskiej nie jest przewodnikiem, a jeśli – to dla ludzi upartych i dysponujących dużą ilością wolnego czasu. Trudno bowiem zwiedzić wszystkie opisywane przez nią miejsca, sprawdzić nazwiska, przesiedzieć nad dokumentami w archiwach i bibliotekach.

Chwała jej jednak za to, że podsuwa nam te tropy. Na przykład ten, że na łacinę przełożył „Pana Tadeusza” Rudolf Nowowiejski (brat Feliksa, kompozytora „Roty”), który w podparyskim Juilly wykładał język niemiecki i pełnił funkcję kustosza biblioteki. Nie przypuszczam, by zwykły turysta natrafił we Francji na jego ślad. Podobnych śladów zostawionych przez Polaków jest w książce multum (choć nie znalazłem wzmianki o Edwardzie Pomianie-Pożerskim, jedynym bodaj polskim gastronomie i znawcy kuchni, którego nazwisko Francuzi pamiętają do dziś). Książka stanowi zachętę do wyprawy, wielu wypraw. Wszystkie wymienione w niej miejsca mają dokładne opisy (trasa dojazdu, godziny otwarcia, ceny biletów itp.), zwracam również uwagę na mnogość ilustracji oraz indeksy.