Romansowe życie odchudzonej grubaski

W „Pani Wyroczni” kanadyjska pisarka tworzy mistrzowskie parodie literackich gatunków. Fingowaną autobiografię przeplata kiczowatym harlequinem, pseudomistyczną poezją i dyskusjami politycznymi dzieci kwiatów

Publikacja: 21.08.2008 01:01

Romansowe życie odchudzonej grubaski

Foto: Rzeczpospolita

Atwood prowokuje. Ma prawie 70 lat, a żarty jej się trzymają. Najwyraźniej ignoruje Nobla, który, jak przepowiadają, lada moment trafi w jej ręce. W „Pani Wyroczni” porzuciła filozoficzno-dramatyczną tonację. Dowiodła, że mocna jest też w komedii.

Prześmieszna książka. Jak poprzednie dzieła kanadyjskiej autorki także udaje pamiętnik. I znów łatwo uwierzyć w mistyfikację. Joan Foster, bohaterka „Pani Wyroczni”, ma wiele cech Atwood i też para się literaturą – produkuje harlequiny. Powieść, którą właśnie ma „na warsztacie”, została wpleciona w akcję „Pani Wyroczni”.

Równolegle rozwijają się dwa wątki: losy Joan – pisane w pierwszej osobie jako retrospekcja wydarzeń – i historia niejakiej Charlotte, heroiny nowego romansu tejże samej Joan. Dwie różne konwencje, obydwie groteskowe.

Ale pod koniec wszystko się miesza, przestawia. Atwood krzyżuje obydwu bohaterkom plany – tej niby-prawdziwej i tej wymyślonej na użytek romansu. Koniec przybiera kształt surrealistycznej komedii pomyłek.

Wszystko zaczyna się od… tuszy. Joan/Margaret w dzieciństwie była gruba. Brak czułości i miłości rekompensowała jedzeniem. Rosło monstrum, które matka posyłała to na balet, to do psychologa. Nie pomogło.

Tłuściocha kocha jedynie ciotkę Lou, wcielenie złego gustu i sentymentalizmu. I to właśnie ciotka okazuje się zbawieniem. Zabezpiecza bratanicę testamentem, stawiając warunek: schudnięcie.

O dziwo, Joan pozbyła się kilkudziesięciu kilogramów nadspodziewanie łatwo. Kolejna anegdota do śmiechu: dostała zakażenia krwi, bo ktoś trafił ją lotką w… tyłek.

Gdy pozbyła się bakcyla i nadwagi, wyjechała do Londynu. Tam spotkała Pawła, dwukrotnie od niej starszego polskiego hrabiego. Była mu wdzięczna, że pozbawił ją dziewictwa („Wreszcie się przekonałam, że jestem normalna; pozbyłam się aureoli nadmiaru ciała i przestałam być trędowata”) i wprowadził w cudny świat harlequinów.

Zadebiutowała poematem spłodzonym w efekcie okultystycznych seansów. Jej ręka automatycznie zapisywała coś, czego sama nie rozumiała. Uznano to za proroctwa. „Na tronie żelaznym zasiada/ Jest trójjedna/ Pani ciemna pani złocista/ Pani biała wyrocznia/ z krwi, która wymaga posłuszeństwa zawsze”.

To było preludium do kariery. Wkrótce do Joan należały księgarskie półki z napisem „romanse”. Czuła te klimaty, znała reguły (zła żona musi zginąć, okrutny mąż – zmienić na korzyść pod wpływem miłości do niewinnego dziewczęcia, na koniec ślub). I oto narodziła się królowa szmiry.

Natomiast w realu jej życie nie było usłane różami. Wprawdzie poślubiła ukochanego Artura, jednak był to typ oziębły, zgredowaty i nakręcony politycznie. Pociesza się w objęciach kochanka-artysty, też nieco walniętego „poety konkretów”. Zaczynają się kłopoty, gdy Jeżozwierz Królewski (pseudonim twórcy) chce Joan na wyłączność. Na dodatek ponownie pojawia się polski hrabia, tym razem z matrymonialną propozycją, którą, rzecz jasna, pisarka odrzuca („ta scena przypominała koniec filmu o wielorybie, taki był smutny, taki ufny, taki pozbawiony wszelkiej nadziei”). Jakby tego było nie dość, królową kiczu prześladuje wścibski dziennikarz.

W tej złożonej sytuacji jedynym wyjściem wydaje się… śmierć. No, nie taka na zawsze, lecz wizualnie przekonująca. Joan opracowuje plan doskonały, który, niestety, nawala w finale. Jak się wykaraska? Z pomocą męskich ramion. Kolejnych. Ale to zupełnie inny romans.

podyskutuj z autorką

m.malkowska@rp.pl

Margaret Atwood; Pani Wyrocznia, przeł. Zofia Uhrynowska–Hanasz; Wyd. Literackie, Kraków 2008

Atwood prowokuje. Ma prawie 70 lat, a żarty jej się trzymają. Najwyraźniej ignoruje Nobla, który, jak przepowiadają, lada moment trafi w jej ręce. W „Pani Wyroczni” porzuciła filozoficzno-dramatyczną tonację. Dowiodła, że mocna jest też w komedii.

Prześmieszna książka. Jak poprzednie dzieła kanadyjskiej autorki także udaje pamiętnik. I znów łatwo uwierzyć w mistyfikację. Joan Foster, bohaterka „Pani Wyroczni”, ma wiele cech Atwood i też para się literaturą – produkuje harlequiny. Powieść, którą właśnie ma „na warsztacie”, została wpleciona w akcję „Pani Wyroczni”.

Pozostało 84% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski