Pomarzyć rzecz dobra, niemniej najnowszy tom felietonów czy – może bardziej ogólnie – tekstów Andrzeja Dobosza odkładałem po przeczytaniu z melancholią. Bo czy to jest normalne, by człowiek tak po mistrzowsku władający piórem, o tak wielkiej erudycji, z tak oryginalną wyobraźnią, przenikliwy, przewrotny i czuły zarazem, mądry i pewnie dlatego bezlitosny dla głupców, wierny w zauroczeniach, prostolinijny w sprawach zasadniczych a wyrafinowany zawsze i wszędzie; otóż by taki człowiek wydawał książki co siedem lat, zbierając w nieokazałe wcale zbiory okruchy, które gdzieś po drodze porozrzucał, najczęściej po szpaltach „Tygodnika Powszechnego”. Należy rozumieć, że po „Ogrodach i śmietnikach” następną książkę, zresztą dopiero czwartą w całym dorobku Dobosza, przeczytamy w roku 2015. Nie wcześniej.
Oczywiście autor „Ogrodów i śmietników” nigdy nie żył wyłącznie z pióra. Po studiach – wylicza – „był redaktorem wydawnictwa, kierownikiem literackim teatru, pływał na statku po Wiśle. Został wybrany do rady rejsu. Jesienią 1974 r. rozpoczął podróż na Zachód, dotychczas niezakończoną. Najczęściej przebywa w Paryżu bądź w Warszawie”.
Wszystko to prawda, z tym że wśród niewymienionych w tym CV fachów znajduje się księgarstwo, a księgarzem był Andrzej Dobosz znamienitym. Piszę „był”, gdyż trzy miesiące temu zamknął księgarnię Librairie Dobosz w Paryżu, choć nie znaczy to, że książki staną mu się mniej drogie. Przeciwnie, choroba bibliofilska, piękna choroba, z wiekiem wzmaga się.
Wszystko to jednak – plus dziesiątki innych komplementów i aktów strzelistych, na które brak tu miejsca – nie zmienia mojego graniczącego z pewnością podejrzenia, że Andrzej Dobosz – słynny Filozof z filmu „Rejs” – jest przede wszystkim wybitnym improduktywem. Tym większa radość, że z tej improduktywności czasem jednak coś powstaje, jak właśnie „Ogrody i śmietniki”.
Felietonistyka Dobosza osadzona jest w lekturach autora, a że czyta on bez przerwy, tematów mu nie brakuje. Ponieważ jak najsłuszniej wyżej ceni literaturę powstałą przed laty niż tę wczorajszą czy dzisiejszą, od większości felietonistów różni się dystansem, jaki ma do ludzi i rzeczy współczesnych. Nieprzypadkowo pod swoimi tekstami we „Współczesności” podpisywał się jako Pustelnik z Krakowskiego Przedmieścia.