Kiedy w 1974 roku Zbigniew Herbert powołał do życia postać Pana Cogito, nie spodziewał się zapewne, jak ochoczo poezja polska wykorzysta schemat kreacji podobnego bohatera.
Stworzenie takiej postaci, która uosabia współczesnego człowieka, pozwala nie tylko wypowiedzieć doniosłe (nierzadko – gorzkie) prawdy o rzeczywistości, ale również uciec od nazbyt subiektywnych form wypowiedzi, ukrywając się tym samym za bohaterem. Herbertowski Pan Cogito przybierał w wierszach różnych autorów rozmaite imiona i postaci, odżywał w każdym kolejnym pokoleniu, odnajdywał się w nowych czasach.
Dariusz Sośnicki postanowił raz jeszcze odwołać się do takiego schematu kreacji bohatera poetyckiego. Tytułowe małżeństwo z „Państwa P.“ z równą uwagą i przenikliwością przygląda się otaczającej ich rzeczywistości, co niegdyś Pan Cogito. Państwo P. z tomu Sośnickiego to standardowa rodzina początku XXI wieku – poszukiwanie pracy, dziecko, kolejne przeprowadzki, jakieś drobne kłótnie, drobne sukcesy.
Mała stabilizacja – marzenie o wczasach w ciepłych krajach, o nowych ciuchach i samochodzie na raty. Życie – ani lepsze, ani gorsze. „Wszystko jest u nas za małe z wyjątkiem bólu głowy“ – mówi pan P., próbując się do tej „małości“ przyzwyczaić. On – były kontestator i poeta, który próbuje obecnie oswoić technologiczne gadżety, podołać wymogom korporacyjnej pracy, wychować syna, a jednocześnie ocalić swój inteligencki etos. Wyjść zwycięsko z tej walki.
Sośnicki, którego poezja zawsze sytuowała się blisko życia, a jednocześnie potrafiła tę codzienną szamotaninę językowo okiełznać i uwznioślić, odniósł „Państwem P.“ kolejny sukces. Tomik ten, który jest zadziwiającym w swej detaliczności opisu dokumentem socjologicznym, portretującym współczesną codzienność, wznosi się jednocześnie ponad zarys banalnej w sumie egzystencji. Chociażby za pomocą formalnego rygoru – przede wszystkim rytmu, który ułatwia potoczystość lektury.