Po mistrzowskim początku autorowi zabrakło pomysłu na finał

Nowa powieść Michaela Ondaatje „Divisadero” nie ma szans na powtórzenie sukcesu „Angielskiego pacjenta”, książki, która zdobyła Booker Prize, a film na niej oparty – dziewięć Oscarów

Publikacja: 10.02.2009 00:38

Michael Ondaatje Divisadero przeł. Krzysztof Puławski Świat Książki, Warszawa 2009

Michael Ondaatje Divisadero przeł. Krzysztof Puławski Świat Książki, Warszawa 2009

Foto: Rzeczpospolita

Autor miał przodków w Portugalii, Holandii, na Cejlonie. Urodzony 66 lat temu na Sri Lance, przed 47 laty osiadł w Kanadzie, przedtem mieszkał osiem lat w Anglii.

Pisze niewiele, z wieloletnimi przerwami: od 1970 roku raptem pięć powieści, autobiografia, krytyka literacka (w tej dziedzinie debiutował esejem o Leonardzie Cohenie), kilkanaście tomów poezji.

Toteż łapczywie sięgnęłam po „Divisadero”, ostatnie dzieło. Premiera była w Kanadzie dwa lata temu.

Powieść nie umywa się do „Angielskiego pacjenta”, choć autor usiłował zdyskontować tamten „niedomówiony” styl. Tym razem wyszła mu po prostu niespójna, zagmatwana fabuła. Nierówna literacko, pełna pretensji do erudycji. Pęknięta. Jakby w połowie tomu pałeczkę przejęła inna osoba.

Początek olśniewający. Koncentracja wydarzeń, kipiel namiętności, pełnokrwiści bohaterowie. Autor raz pisze w pierwszej osobie, wcielając się w kobietę, to zmienia perspektywę, wraca na stanowisko narratora. Mistrzowsko żongluje czasami, niekiedy zdanie zaczyna w przeszłym, kończy w teraźniejszym. Porównania (po takie sięgnęła amerykańska krytyka) z Faulknerem – jak najbardziej uzasadnione. Rzecz dzieje się z dala od zgiełku, na głębokiej kalifornijskiej prowincji. Ranczo Petaluma, na scenie zaledwie cztery osoby: owdowiały farmer, jego biologiczna córka Anna i Claire, córka adoptowana, rówieśniczka prawdziwej. No i ten czwarty, Coop. Przygarnięty sierota, chłopak do wszystkiego, nieco starszy od dziewczynek. Obie się w nim durzą. Wygrywa ta pierwsza – traci z nim cnotę. Na pohybel siostrze, przeciwko ojcu, na przekór rodzinnym więzom. Zdrada, która ma straszne konsekwencje.

Sekwencję wydarzeń zamyka erupcja żywiołów. Niejako zdublowana, jednoczesna: na zewnątrz burza śnieżna, w ludziach – pożądanie i wściekłość. W efekcie wydarzeń szesnastoletnia Anna udaje się na banicję. Z własnego wyboru. Ten pierwszy wątek niecierpliwie chłonęłam; raz nawet przegapiłam przystanek.

Potem zmiana dekoracji. Śledzimy losy Coopa. Oddaje się karcianemu hazardowi. Jest w tym dobry, za dobry, żeby nie upomniał się o niego diabeł. Ukryty pod postacią dziewczyny, narkomanki. To ona pomaga zastawić nań sidła. Z katastrofy wykaraska się dzięki Claire, której drogi życiowe cudem krzyżują się z duktem hazardzisty.

A Anna? Dorosła, zdziwaczała. Studiowała romanistykę, osiadła we Francji. W ciszy i samotności pochyla się nad losami zapoznanego pisarza Luciena Segury.

Wtedy dopiero autor uzasadnia tytuł powieści. Ustami Anny: „…przyjechałam tu z ulicy Divisadero. Divisadero to po hiszpańsku »podział«, gdyż ulica ta stanowiła kiedyś granicę między San Francisco a polami Presidio”.

Mniej więcej w tym miejscu pisarz traci wenę. Zaczyna się męczyć, a czytelnik wraz z nim. Mnoży figury (dochodzi do kilkunastu, zupełnie niepotrzebnie), kreśli wysilone portrety, kombinuje zbędne biografie. Mataczy, plącze tematy. Nie należy jednak sądzić, że w tym szaleństwie tkwi metoda. Żadnej konsekwencji. Żadnej puenty. Pisarz nawet nie kwapił się, by spiąć motywy końcową klamrą. Wyszedł mu utwór z wyraźną konstrukcyjną wadą. Szkoda.

Literatura
„James” zrobił karierę na świecie. W rzeczywistości zakatowaliby go na śmierć
Literatura
Silesius, czyli poetycka uczta we Wrocławiu. Gwiazdy to Ewa Lipska i Jacek Podsiadło
Literatura
Jakub Żulczyk z premierą „Kandydata”, Szczepan Twardoch z „Nullem”, czyli nie tylko new adult
Literatura
Epitafium dla CK Monarchii: „Niegdysiejsze śniegi” Gregora von Rezzoriego
Literatura
Percival Everett „dopisał się” do książki Marka Twaina i zdobył Nagrodę Pullitzera