Max debiutował „Masalą”, dość naiwnym spojrzeniem na Indie. Później w „Pijanych bogiem” patrzył na Pakistan i funkcjonujące tam odłamy islamu. Ciekawie, bo oczami muzyków. W „Oku świata. Od Konstantynopola do Stambułu” usiłuje przybliżyć złożoną strukturę społeczną i polityczną najsłynniejszej tureckiej metropolii, jak i całego kraju.
W lokalu, w którym się spotykamy, wystrój jest dość stereotypowy: wszędzie kilimy i dywany – na ścianach, na podłodze, a nawet zwisające z sufitu. Szczęśliwie właściciele zachowali umiar w dawkowaniu orientalnej ornamentyki.
Cegielski w swej książce próbuje uciec od stereotypów. – Chciałem uniknąć najłatwiejszych skojarzeń z Turcją, jakimi są muzyka, stroje i jedzenie. W ten sposób najprościej jest sprowadzać obce kultury do bezpiecznej, łatwej do skonsumowania formy. Dziennikarz jednak musi szukać głębiej – mówi.
Turcja wydawała mu się mniej egzotyczna od pozostałych krajów azjatyckich. Pierwsze spotkanie ze Stambułem, w 2000 roku, gdy jechał drogą lądową do Indii, przyniosło rozczarowanie. Miasto wydało mu się zwyczajnie nieciekawe. A jednak nie dawało mu spokoju.
Dlatego zaczął szukać prawdy o zeuropeizowanych „Wrotach Azji“. Jego poszukiwania trwały kilka lat. Pierwsze wyjazdy – w towarzystwie życiowej partnerki i literatury poświęconej Stambułowi – były niespiesznym odkrywaniem metropolii. Kolejne odwiedziny były intensywniejsze, skupiały się na zaplanowanych wcześniej spotkaniach. Większość rozmówców Cegielskiego była wykluczona przez system z powodu niewłaściwego pochodzenia, wyznania czy poglądów.